Oryginalna stulatka

Chorzowianin 2008-11-04
Setną rocznicę urodzin świętowała w minioną środę Janina Paulo. – Cztery wojny przeżyłam. Czternasty, osiemnasty, dwudziesty i trzydziesty dziewiąty – wylicza lata wojenne. Skąd dwudziesty? To wojna polsko-bolszewicka. Solenizantka młodość spędziła na kresach wschodnich.
Oryginalna stulatka
Janina Paulo urodziła się 28 października 1908 roku w Krakowie. O pani Janinie bez przesady można powiedzieć, że jest osobą pełną życia i radości. Gdyby ktokolwiek ją zobaczył, nie powiedziałby, że może mieć sto lat. Światłością umysłu i mądrością bije na głowę młodszych. – Bernard Shaw powiedział, że jak ktoś ma 90 lat to albo nie żyje albo jest zdrów jak ryba. Natomiast Cyceron nigdy nie myślał, że dożyje stu lat. Mówił tylko, że kiedy przekroczy tę granicę, będzie jedynie myślał o tym, by dożyć następnego dnia – wyrecytowała bez zająknięcia, czym wzbudziła zachwyt u gości, którzy odwiedzili ją w mieszkaniu, które
zajmuje już od 1948 roku.

Dom, w którym mieszka nie należy do najładniejszych. Na korytarzu surowe ściany bez tynku, Aż dziw bierze, że poręcze się ich trzymają. Brama wejściowa pozwala sądzić, że w domu nikt nie mieszka. A jednak. – Sama zajmuję piętro – tłumaczy solenizantka. Mieszka w małej „ajncli”. Ma dla siebie ledwie kilka metrów kwadratowych. W jednym pomieszczeniu znajduje się kuchnia, pokoik, łóżko, szafa i telewizor.
- Chcieliśmy pani Janinie dać inne mieszkanie, ale nie zgodziła się. Przyzwyczaiła się już do swojego kąta – mówi Marian Salwiczek, zastępca prezydenta, który osobiście złożył życzenia stulatce. Mieszkanko ma swoje atuty. – Tutaj jest zawsze słonecznie. Dobrze, że okno jest skierowane na południe – przyznaje J. Paulo.

W rogu pokoju, jak sama mówi, zabytek klasy zerowej. Niestety, piec kaflowy, mimo że ładnie wygląda, wcale nie grzeje. – Szukam mężczyzny, który by mi jakiś
grzejnik zainstalował – wypala.

W drugim kącie kufer repatriacyjny. Robi za komodę. – Ten kufer ma więcej niż sto lat. Ze wschodu przywiozłam w nim cały mój dorobek. Nie mogłam się z
nim rozstać – tłumaczy.

- Myślałam, że zamieszkam w Warszawie. Ale kiedy przyjechałam do stolicy, przeraziłam się. Po powstaniu była kompletną ruiną – dodaje. Na Śląsk ściągnęła ją koleżanka, która kochała się w jej bracie (zmarł kilka lat temu).

Nie przypuszczała, że w Chorzowie żyje tylu dobrych ludzi. Solenizantka jest samotna. Nie może się pochwalić dziećmi i wnukami. Opiekuje się nią pani Jadwiga Wilczek, jej dobra dusza.

Pracowała w banku do lat osiemdziesiątych. Dziś, jak weszła do banku, nie potrafiła się odnaleźć. Mimo to nie boi się nowinek technicznych. – Ostatnio odkryłam, co to jest laptop – rzuca. Po chwili zastanowienia: Ja to chyba jestem oryginalną solenizantką, prawda?.
Paweł Mikołajczyk

Reklama:

Polityka plików "cookie"

Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w polityce prywatności.