Cztery kotły i piec piąty

Pani Magda (emerytka) ma problem. Ma piwnicę, ale nie ma okienka, przez które mogłaby wrzucić węgiel. Kilkakrotnie prosiła PGM o zamianę, ale nic z tego nie wyszło. By ogrzać średniej wielkości mieszkanie na jedną zimę potrzeba co najmniej dwóch ton węgla. Żeby znieść taką ilość węgla do piwnicy pani Magda musiałaby sto razy kursować między wywrotką a piwnicą (jedno wiadro zmieści 10 kilo). – Nie dałabym rady. Dzięki okienku mogę tylko wsypać węgiel. To wygodniejsze i mniej czasochłonne – tłumaczy lokatorka mieszkania z ZK PGM. Na zamianę ogrzewania się nie zdecyduje, bo to za drogie.
Janina Paulo, chorzowska stulatka (pisaliśmy o niej tydzień temu) ma w swoim domu zabytkowy piec kaflowy. Pięknie wygląda, ale w ogóle nie grzeje. Musi się zadowalać grzejnikiem elektrycznym i uważać, żeby korki nie wybiły. Wolałaby grzać węglem, bo jest tańszy.
Pani Renata (76 lat) mieszka w prywatnej kamienicy przy pl. Matejki. Nie przepada za zimą, bo rozpalenie węgla to niełatwa sprawa. Zajmuje dwupokojowe mieszkanie na trzecim piętrze. – Dobrze, że przynajmniej czasami syn albo wnuk przyjdą i wniosą mi węgiel z piwnicy. Tyle może mi pomóc, ale przecież nie może codziennie przychodzić i pomagać w rozpaleniu pieca. Póki mam siły, sama to robię – opowiada. Takich babć, które korzystają z pomocy rodziny jest w Chorzowie co niemiara.
Mimo różnych problemów, które węgiel przysparza, cały czas jest na niego zbyt. Na ul. 3 Maja codziennie można spotkać osoby, które handlują węglem prosto z auta. Kupcy są codziennie, a jedna tona nie schodzi poniżej 520 złotych. – Cena węgla ciągle rośnie. Jeszcze dwa lata temu trzeba było za tonę dać czterysta złotych – mówi sprzedawca z 3 maja. Nic nie wskazuje na to, by wzrost cen węgla miał przyhamować.
Czy dla pani Magdy, pani Renaty, albo Janiny Paulo wygodniej byłoby zmienić sposób ogrzewania? Co prostsze w użyciu, jest droższe. Żadna starsza osoba nie zdecyduje się na zmianę, bo jej po prostu na to nie stać. Co by nie mówić, węgiel cały czas jest najtańszym sposobem ogrzewania mieszkania poza siecią PEC-u. Osoby, które ogrzewają mieszkania prądem, rocznie płacą około dwóch tysięcy złotych. Nie mniej muszą wydać ci, którzy korzystają z pieców gazowych.
– Na dziesięć mieszkań w Chorzowie, w ośmiu jest jeszcze palenisko węglowe – twierdzi Rafał Dydak, kierownik rejonowego zakładu kominiarskiego w Chorzowie.
W samych zasobach PGM jest 14 937 mieszkań. Z tego tylko niecałe trzy tysiące ma dostęp do sieciowego ogrzewania doprowadzanego przez PEC lub kotłownię.
– Znakomita większość (12 009 mieszkań) jest ogrzewanych w inny sposób. Siedemdziesiąt procent z tego (ponad 8 tysięcy) jest ogrzewana piecami węglowymi – mówi Grażyna Kaźmierczak, zastępca dyrektora ds. eksploatacji PGM Chorzów
Statystyka nie uwzględnia kamienic prywatnych, których w Chorzowie jest masa oraz starszych budynków spółdzielni. W większości z nich pali się węglem.
Andrzej Kuczok o zimowym smogu na osiedlu Ruch pisał niedawno na swoim blogu (kuczok.chorzowianin.pl). – Na tym pięknie odnowionym osiedlu 90% mieszkańców opala mieszkania węglem, co zimą powoduje ustawiczny smog i zadymianie pięknych elewacji. Czy nie można było najpierw przyłączyć całe to osiedle do miejskiej sieci ciepłowniczej, która przebiega w pobliżu? Korzyści byłyby obopólne - zyskałyby na tym i ekologia i estetyka – zauważył.
Cały tekst w Chorzowianinie. W środę w kioskach.
Reklama: