Horror po trzeciej klasie

Chorzowianin 2009-04-22
250 absolwentów zjawiło się w auli popularnego „Chemika”, by wspominać lata spędzone w Liceum Pedagogicznym, które czterdzieści lat temu przestało istnieć w budynku przy ul. św. Piotra. – Szkoda, że dziś nie ma takich szkół – powtarzali zgodnie.
Horror po trzeciej klasie
Bogdan Majewski należy do najstarszego rocznika Liceum Pedagogicznego. Maturę zdał w 1948 roku. Przyjechał do szkoły z grupą chętnych z kieleckiego, którzy usłyszeli po wojnie o powstającej w Chorzowie szkole z internatem. – Człowiek zawsze wspomina okres młodości ciepło i pogodnie. Mimo dużej dyscypliny, która w szkole panowała. Jeśli komuś zależało na ukończeniu studiów, to musiał być zdyscyplinowanym – zauważa. To, czego się nauczył w liceum, zaprocentowało w przyszłości. Latami pracował jako nauczyciel fizyki i muzyki. W szkołach w Warszawie i Katowicach.

- W szkole trzeba było mieć mundur i beret. Inaczej nie wpuściliby nas. To był klasztor. Panowała nieprawdopodobna dyscyplina. Kiedy przyszłam do tej szkoły, miałam trzynaście lat. To jest okres największego treningu młodego człowieka. W tej szkole potrafili nas dobrze uformować – wspomina Celestyna Konieczna (matura 1963), wieloletnia nauczycielka języka polskiego w III LO im. Stefana Batorego.
Jej klasa była bardzo zgrana. – Tworzyliśmy fantastyczną grupę. Byliśmy w drużynie harcerskiej. Były rajdy, biwaki, obozy. Tak się zaprzyjaźniliśmy, że teraz spotykamy się co miesiąc w kawiarence. Bo im się jest starszym, tym bardziej sentymentalnym – przyznaje.

Liceum Pedagogiczne w Chorzowie istniało przy ul. Piotra (obecnie w budynku mieści się Zespół Szkół Technicznych i Ogólnokształcących nr 4 im. Jędrzeja Śniadeckiego) od 1945 do 1969 roku. Zostało zlikwidowane decyzją ministra oświaty, na skutek reformy szkolnictwa.
Dziś większość absolwentów jest podobnego zdania: żałują, że szkoła już nie istnieje.
– Wiadomo, że trzeba zdobyć wyższe kwalifikacje, by być nauczycielem, ale w szkole średniej kształtowała się osobowość, która jest bardzo ważna w zawodzie pedagoga – mówi C. Konieczna. Tę opinię podziela Urszula Gniełka, rówieśniczka pani Celiny, obecnie zastępca prezydenta Świętochłowic. – To były podwaliny, na których budowaliśmy nasz rozwój. To była bardzo dobra placówka. Przygotowywała tych, którzy chcieli być nauczycielami. Z powołania – zauważa.
Wspomina, że bardzo jej zależało, żeby się dostać do tej szkoły. A to nie było łatwe. Nie wystarczyła matematyka i polski. Sprawdzany był słuch muzyczny, usportowienie, postawa. – Chodziło o to, by przygotować dobrze nauczyciela do prowadzenia klas młodszych – dodaje.

Pani Urszula nauczyła się w szkole gry na skrzypcach. – Nauczyciel zamknął mnie z koleżanką w sali. Miałyśmy godzinę, żeby nauczyć się grania jednej melodii – śmieje się.
O miłościach woli nie mówić. – Przez trzy lata to była tylko żeńska klasa. Jak w czwartej klasie przyszli do nas chłopcy to zaczął się horror. Bo dziewczyny potraciły głowy dla nich. Do trzeciej klasy był święty spokój – śmieje się.

Dla Urszuli Kafanke, nauczycielki historii, lata pracy spędzone w szkole przy Piotra były najpiękniejsze. – Przyszłam tutaj uczyć bezpośrednio po studiach. Miałam opinię surowej nauczycielki – przyznaje. Być może w czasach szkolnych niewielu to doceniało, ale po latach wracali do pani profesor i dziękowali za naukę. Jak każda nauczycielka ma swoją ulubiona klasę, z którą przejeździła pół Polski. – To maturzyści z 64. Miło poznawać swoje starocie na ulicy – uśmiecha się.

Zjazd absolwentów i sympatyków Liceum Pedagogicznego w Chorzowie odbył się w sobotę 18 kwietnia. Honorowy patronat nad Zjazdem objął Joachim Otte, I zastępca prezydenta Chorzowa.
 
(pam)

Reklama:

Polityka plików "cookie"

Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w polityce prywatności.