Od Masterchefa do Hanysbudy. Damian Sobek otworzył restaurację

Już w telewizyjnym show widać było, że nieodłączną cechą chorzowianina jest „śląskość”. W restauracji nie mogło być inaczej. | fot. Anna Mataniak
Jadąc ulicą Łagiewnicką nie sposób przegapić bilboardu ze zdjęciem Sobka, który wskazuje drogę do Hanysbudy. Sam właściciel nie ukrywa dumy i wzruszenia.
– Dzięki Masterchefowi uwierzyłem w siebie i spełniam teraz swoje marzenie, otwieram restaurację w rodzinnym mieście i mam nadzieję, że ludziom będzie tu dobrze. Jestem wzruszony, kiedy widzę, ilu gości przyszło – komentuje Damian Sobek.
Damian Sobek nie ukrywa, że Hanysbuda to spełnienie jego marzeń.
Już w telewizyjnym show widać było, że nieodłączną cechą chorzowianina jest „śląskość”. W restauracji nie mogło być inaczej.
– Śląsk jest mocno w moim sercu. Mieszkałem w Holandii, jeżdżę po świecie, ale wszędzie, gdzie jadę, mówię gwarą. Nawet w Australii godołech i jakoś się dogadałem. Dlatego pierwsza Hanys Buda stoi w Chorzowie. Menu też jest „po naszymu”. Będzie golonko, będzie żeberko, będzie żurek w chlebie, ale to nie będą tradycyjne przepisy. W każdym daniu jest cząstka ode mnie, żeby było oryginalne – mówi.
Na wieczór otwarcia zaproszeni zostali przyjaciele Damiana z programu. Na dobry start, finalista VI edycji Masterchefa, otrzymał z rąk kolegów statuetkę… Hanyschefa, a Justyna Pilchowska, przygotowała dla Hanysbudy swoją fantazję na temat bezowego deseru.
Koledzy z Masterchefa podarowali Sobkowi statuetkę Hanyschefa. | fot. Anna Mataniak
– Od pierwszego odcinka trzymamy się razem i szybko zrodziła się między nami przyjaźń. Jestem z Wrocławia, ale nie mogło mnie tu zabraknąć – tłumaczy J. Pilchowska, uczestniczka VI edycji Masterchefa.
Na sali nie zabrakło również rodziny Sobka, w tym cioci, która pojawiła się w jednym z odcinków programu.
– Jestem z niego dumna. Nie miał w życiu łatwo, ale konsewencją i ambicją pokazał, że można spełniać marzenia. To zaskakujące – mówi pani Maria, ciocia Damiana.
Zaskakujące było też sobotnie menu. Na gości czekały bowiem przy stole śliniaczki i talerze… narysowane. W ten nietypowy sposób podano przystawkę, żeberka w oryginalnej zaprawie.
By zjeść żeberka, każdy z gości otrzymał specjalny ślinaczek. | fot. Anna Mataniak
– Żeberka będzie się tu jeść rękami. Są śliniaczki, będzie można się potem umyć, więc marasu nie będzie – przekonuje w swoim stylu D. Sobek.
Po przystawce na salę wjechał wielki gar z zupą. Kucharze oprócz chochli mieli jednak w dłoniach pochodnie z drzewa wiśniowego, by solianka, którą serwowali przesiąknęła aromatem owoców.
Choć Solianka to ukraińska zupa, finalista Masterchefa tchnął w nią śląskiego ducha. | fot. Anna Mataniak
W Hanysbudzie nie mogło zabraknąć też śląskiego obiadu. Półmiski i platery z imponujących rozmiarów roladami i kotletami schabowymi, podane z kluskami i modrą kapustą ukonstytuowały „śląskość” tego miejsca.
Śląskości uczy się dopiero wspólniczka Sobka, Violetta Bożek, która, by otworzyć restaurację przyjechała z Podlasia.
– Jestem pasjonatką kuchni. Lubię podróże kulinarne, zwiedzam różne kraje poszukując smaków i restauracja zawsze gdzieś była w planach. Mój mąż znając moje marzenia, nawiązał z Damianem kontakt na facebooku, spotkaliśmy się i tak wylądowałam w Chorzowie - relacjonuje Violetta Bożek.
W Hanysbudzie nie mogło zabraknąć tradycyjnego śląskiego obiadu. | fot. Anna Mataniak
W to, że siłą Hanysbudy będzie przywiązanie do tradycji nie wątpi też Wiesław Raczyński, zastępca prezydenta Chorzowa.
– Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie nazwa. Jest nowoczesna, ale typowo śląska. Nie od dziś też wiadomo, że droga do serca biegnie przez żołądek, a jedzenie jest tu znakomite, więc sugeruję chorzowianom wziąć pod uwagę to miejsce – zachęca zastępca prezydenta Chorzowa.
Reklama:
Dyskusja: