W pucharach awans, w lidze nadal zero

Ten strzał mógł dać Niebieskim jeden punkt. Marek Zieńczuk trafił jednak w poprzeczkę | Fot. Mariusz Banduch
O ile w europejskich pucharach piłkarze Ruchu wywalczyli awans do kolejnej rundy, o tyle w T-Mobile Ekstraklasie im się nie wiedzie. W drugim meczu ligowym doznali drugiej porażki. Grając w Gliwicach w roli gospodarza, ulegli beniaminkowi Górnikowi Łęczna 1:2 (0:1).
Przed spotkaniem sporo mówiło się o wyczynie Łukasza Surmy. Pomocnik "Niebieskich" zaliczył dziś 452. występ w Ekstraklasie. Na ten dorobek złożyło się 50 spotkań w barwach krakowskiej Wisły, 123 mecze w Legii Warszawa, 125 w Lechii Gdańsk oraz 154 w chorzowskim Ruchu.
37-letni Surma zrównał się w ten sposób z rekordzistą pod względem liczby występów w najwyższej klasie rozgrywek - Markiem Chojnackim z ŁKS-u Łódź. W przyszłym tygodniu - w Bielsku-Białej - "Surmik" prawdopodobnie stanie się samodzielnym rekordzistą.
Choć nie brakuje i takich, którzy twierdzą, że stało się to już dziś. Tak utrzymuje Mariusz Gudebski, były rzecznik Ruchu Chorzów, statystyk piłkarski. Jego zdaniem dorobek wspomnianego Chojnackiego wynosi "tylko" 451 meczów i jeden mecz anulowany (chodzi o końcówkę sezonu 1992/93, gdy mecze ŁKS-u i Legii zostały anulowane w związku z oskarżeniami o niesportową postawę; obie ekipy wygrały "podejrzanie" wysoko).
- Będę grać tak długo, jak będzie to sprawiać mi przyjemność. A o rekordach pomyślę wtedy, gdy skończę już karierę i siądę w fotelu - powiedział Łukasz Surma.
Na trybunach stadionu w Gliwicach znalazł się przedstawiciel Esbjerg fB - czwartkowego rywala Ruchu w III rundzie eliminacji Ligi Europy. Chorzowian obserwował Lars Soerensen, asystent trenera duńskiego zespołu.
"Niebiescy" starali się szybko otworzyć wynik. Już w pierwszych minutach zmarnowali kilka okazji. Po strzale Jakuba Kowalskiego piłkę wypiąstkował Silvio Rodić, później Marek Zieńczuk z ostrego kąta starał się zaskoczyć bramkarza z Łęcznej. A po rzucie rożnym - i błędzie Rodicia - Michał Helik nie sięgnął piłki.
Po kwadransie gry koronkową akcję Ruchu rozpoczął rekordzista Surma. Piłka wędrowała jak po sznurku - od Bartłomieja Babiarza do Zieńczuka, następnie zaś w pole karne, gdzie był Grzegorz Kuświk. Został jednak uprzedzony przez rywala.
Mecz toczył się w potwornym upale, nic więc dziwnego, że sędzia w każdej z połów zarządził przerwę na uzupełnienie płynów.
Z czasem - ku niezadowoleniu niespełna tataki gości były coraz groźniejsze. Tomasz Nowak łatwo ograł w polu karnym Piotra Stawarczyka, ale błąd stopera Ruchu naprawił Krzysztof Kamiński, nogami odbijając piłkę.
Ale za moment golkiper z Chorzowa nie miał już nic do powiedzenia. To była akcja dwóch Słowaków - Patrik Mraz dośrodkował z lewej strony, a Lukas Bielak uderzeniem głową w długi róg dał prowadzenie zespołowi z Łęcznej.
Trener Jan Kocian zareagował. Ściągnął z boiska Filipa Starzyńskiego, który od początku sezonu nie błyszczy formy. W dzisiejszym meczu także grał poniżej oczekiwań. Trener wprowadził za niego Michała Szewczyka.
Wydawało się, że w przerwie Kocian wstrząśnie zespołem, ale po rozpoczęciu drugiej odsłony oglądaliśmy kolejne akcje gości. Tylko refleksowi Kamińskiego Ruch zawdzięcza, że nie stracił szybko drugiego gola. Grzegorz Bonin najpierw główkował, a następnie dobijał z kilku metrów, ale to "Kamyk" dwukrotnie był górą. To były doskonałe interwencje.
Wkrótce jednak drużyna Jurija Szatałowa podwyższyła prowadzenie. Nowak płasko dośrodkował w pole karne, a Miroslav Bożok - kolejny Słowak, po Bielaku - pokonał Kamińskiego.
Ruch przypominał boksera, który dwukrotnie leżał na deskach, ale niespodziewanie wstał i poderwał się do walki. Po dośrodkowaniu Zieńczuka z rzutu wolnego celną główką popisał się Piotr Stawarczyk. 1:2 i odżyły nadzieje kibiców na korzystny rezultat.
A dla "Stawara" to już trzecia bramka w drugim meczu w tym sezonie w Gliwicach (poprzednio dwie w starciu z FC Vaduz). Tak się z niej cieszył, że podciągnął koszulkę i założył ją na głowę. Sędzia ukarał go za to żółtym kartonikiem.
W końcowych minutach "Niebiescy" wręcz "przesiadywali" na połowie łęcznian, ale niewiele z tego wynikało. Dopiero bomba Zieńczuka poderwała publiczność. Piłka minęła już bramkarza Rodicia, ale zatrzymała się na poprzeczce. Za moment wolej Szewczyka. Niecelny... Wynik nie uległ już zmianie.
Powiedzieli po meczu:
Jurij Szatałow (trener Górnika): - Jestem zadowolony ze zdobycia trzech punktów, z naszej gry nie do końca. Dłuższe fragmenty gry były bardzo ciekawe, w I połowie przy 1:0 bardzo dobrze operowaliśmy piłką, stwarzaliśmy sytuacje. Ruch był bardzo groźny przy stałych fragmentach gry. W drugiej połowie mieliśmy sytuacje, mogliśmy podwyższyć prowadzenie. Oceniam ten mecz bardzo pozytywnie.
Jan Kocian (trener Ruchu): - Do tego meczu weszliśmy dobrze, było widać, że drużyna chce od początku dyktować tempo gry, po 20-30 minutach spuściliśmy z tonu. Przeciwnik strzelił bramkę z podobnej sytuacji, jaka była w Vaduz. Od tego momentu nie graliśmy dobrze. Brakowało chęci, walki. Z takimi drużynami nie da się wygrać jakością, trzeba walką. Tego mi brakowało. Jedynie ostatnie 15 minut graliśmy tak, jak chcieliśmy grać cały mecz. Było już jednak za późno. Nie było nam dane wygrać.
Ta przegrana - już druga w lidze - boli. Musimy jednak uświadomić sobie, że żyjemy z ligi, nie z pucharów. Puchary są piękne, ale kiedyś się skończą. Nie może nam reszta uciec za daleko, żebyśmy ją potem gonili. Trzeba dać impuls nowy, mam nadzieję, że już w czwartek w meczu z Esbjergiem.
2. kolejka T-Mobile Ekstraklasy
Ruch Chorzów - Górnik Łęczna 1:2 (0:1)
Bramka: Stawarczyk (65) - Bielak (30), Bożok (63).
Żółte kartki: Stawarczyk - Bożić.
Sędziował: Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów 999.
Ruch: Kamiński - Helik (68. Kuś), Malinowski, Stawarczyk, Dziwniel (76. Efir) - Babiarz, Surma - Kowalski, Starzyński (37. Szewczyk), Zieńczuk - Kuświk.
Łęczna: Rodić - Mierzejewski, Szmatiuk, Bożić, Mraz - Bielak (87. Pruchnik), Nowak, Nikitović - Bonin, Buzała (61. Szałachowski), Bożok (75. Cernych).
Reklama:
Dyskusja: