WDŚ dla Zabrza. Ruch znowu traci bramkę w końcówce

Chorzowianin 2014-10-04
Miał być „szpil nad szpilami” i przynajmniej na początku był, ale kibice w Chorzowie nie wychodzili ze stadionu zadowoleni. Na Śląsku rządzi teraz Górnik. Na trzy minuty przed końcem wynik na 2:1 ustalił Łukasz Madej.
WDŚ dla Zabrza. Ruch znowu traci bramkę w końcówce

Grzegorz Kuświk strzelił trzecią bramkę w tym sezonie. | Fot, Mariusz Banduch

Ruch tracił w ostatnich kilku spotkaniach bramki na chwilę przed końcowym gwizdkiem. Ta fatalna seria miała się skończyć. Trener uczulił piłkarzy, że koncentracje należy zachować aż nie zejdą z boiska. Na nic jednak zdały się lekcje Kociana. Obrońcy w kluczowej dla rozstrzygnięcia sytuacji zaspali i zbyt wolno zareagowali na krótko wykonywany rzut rożny przez gości z Zabrza. Czy ten koszmar ostatnich minut kiedyś się skończy?

„W derbach nikt nie jest faworytem” - w takim tonie wypowiadali się na przedmeczowej konferencji obydwaj trenerzy, ale przynajmniej na papierze, to zawodnicy z Zabrza byli w lepszej sytuacji. Górnik, jeśli wygrałby derby, zostałby liderem ekstraklasy; prawdopodobnie na jeden dzień, bo Legia swoje spotkanie gra w niedzielę, ale jednak. Ruch o czołowych miejscach w tabeli nie ma co myśleć. Obecnie „Niebiescy” muszą punktować, by uciec z 14. pozycji.

7 grudnia 2013 roku, ostatnie Wielkie Derby Śląska na Cichej.  80. minuta meczu. Ruch napiera, ale na tablicy wyników wciąż 1:1. Filip Starzyński przed chwilą doprowadził do wyrównania, co stało się impulsem do ataku dla całej drużyny, by w ostatnich minutach powalczyć o pełną pulę punktów. „Figo” znów strzela, ale Steinbors zdołał przenieść piłkę nad poprzeczkę. 82 min. rzut rożny dla „Niebieskich”. Starzyński centruje piłkę w pole karne, a tam Piotr Stawarczyk ucieka obrońcom i wbija „Górnikom” bramkę.  Ruch podniósł się z kolan. Przegrywał 0:1, wygrał 2:1. Tak wyglądał setny mecz odwiecznych rywali. Dziś taki scenariusz był niemożliwy, bo „Stawar” w WDŚ nie zagrał ze względu na czwartą żółtą kartkę w sezonie, którą otrzymał za brutalny faul w meczu z Zawiszą. Od tygodnia spekulowano więc: kto go zastąpi na środku obrony. Najczęściej mówiło się, że trener Jan Kocian postawi na młodość-Michał Helik lub doświadczenie-Marek Szyndrowski. Ostatecznie w wyjściowej „11” parę z Malinowskim tworzył… Marcin Kuś, a jego miejsce na prawej stronie zajął Martin Konczkowski.

Zanim jeszcze sędzia Paweł Raczkowski gwizdnął po raz pierwszy na Cichej już wrzało. Dlaczego? W południe media obiegła informacja: na stadionie w Chorzowie ogłoszono alarm bombowy. Pojawiły się głosy, że mecz może zostać odwołany.  Na szczęście plotki się nie sprawdziły. Jak podała oficjalna strona klubu z Chorzowa: na stadionie przy Cichej nie wykryto żadnych materiałów wybuchowych, a znaleziono jedynie środki pirotechniczne, które zostały zneutralizowane. Jednak, na wszelki wypadek, nie wpuszczono kibiców przyjezdnych na mecz.

Przed spotkaniem wyróżniono dawnych mistrzów Polski z Chorzowa, którzy dopiero co… zeszli z boiska. O 17:00 bowiem rozegrano mecz oldbojów - „Niebiescy” vs. Reprezentacja Śląska. Na tzw. „Kresach” padł wynik 3:2.

Prawdziwe emocje zaczęły się chwilę po 20:30. I było ich całkiem sporo. Takiej pierwszej połowy w wykonaniu Ruchu oczekiwali trenerzy, a przede wszystkim kibice. Dominacja „Niebieskich” była niepodważalna. Szkoda tylko, że do szatni schodzili przy remisowym wyniku, bo pierwsze dwa kwadranse tego nie zapowiadały.

Po dwóch minutach Ruch miał aż cztery rzuty rożne wykonane za sobą. Co prawda nie dały one żadnych bramkowych okazji, ale pokazały, że „Niebiescy” są mocno zdeterminowani, co zapowiadało niezłe widowisko.

Ruch zażarcie atakował. Wreszcie w 17. minucie można było obserwować efekty zawziętej ofensywy.

Na prawej stronie urwał się Filip Starzyński, który podał równolegle do bramki licząc, że Kuświk wygra walkę o piłkę z Dominikiem Sadzawickim. Udało się. Najsłynniejszy chorzowski hodowca gołębi uderzył w światło bramki, ale jego strzał odbił Steinbors. Piłka poleciała wysoko i doszło do powietrznego pojedynku. Napastnik Ruchu nawet w locie potrafił się świetnie zastawić i „wepchnął” piłkę do bramki.

Prawie pół godziny trwało oblężenie bramki Górnika. Posiadanie piłki było niezaprzeczalnie po stronie gospodarzy. Wtem groźną kontrę przeprowadzili podopieczni trenera Dankowskiego i wyrównali. Łukasz Madej wrzucił idealnie na głowę Łuczaka, a ten niemal tyłem do bramki, pokonał Kamińskiego. Szkoda, że z początkowej przewagi Ruchu tak niewiele udało się wykorzystać.

- Zagraliśmy diametralnie różne połowy. Dominowaliśmy w pierwszej połowie. Graliśmy aktywnie w ataku i bezbłędnie w defensywie. Przeciwnik strzelił bramkę po swojej jedynej akcji. W drugiej chcieliśmy to powtórzyć, ale nasze „chcenie” zostało w szatni – tak komentował różnicę w poziomie gry po przerwie trener Kocian.

W drugich 45 minutach zabrakło dokładnych zagrań, a przez to i bramkowych sytuacji. Mecz za to nabrał „angielskiego” wymiaru – nie brakowało fauli.

W 79. minucie Starzyński ustawił sobie piłkę na 40. metrze, a kibicom od razu przypomniały się setne derby i gol „Figo” zdobyty bezpośrednio z rzutu wolnego. Wspomnienia szybko rozwiał strzał, który trafił prosto w mur.

Na ostatnie minuty Kocian wpuścił Visnakovsa, który zmienił Kuświka licząc, że Łotysz doda animuszu chorzowskim atakom. Szkoda tylko, że w szeregach „Niebieskich” nie pomyślano o obronie, bo na trzy minuty przed końcem Łukasz Madej strzelił zwycięskiego dla Gornika gola.

- Moi obrońcy zaspali. To był drugi rzut rożny zagrany krótko przez gości. Powinni szybciej podbiec i uniemożliwić dośrodkowanie – żalił się Kocian.

Kibice po golu Madeja zaczęli opuszczać stadion. Niektórzy dawali upust swoim emocjom i krzyczeli o braku ambicji i rychłej zmianie trenera. Co ciekawe, ci którzy zostali skandowali: „Janek, Janek Kocian.” A co o swojej ewentualnej dymisji mówi sam Słowak? – Nic o tym nie wiem. Może Wy wiecie więcej? Pytał ironicznie dziennikarzy na konferencji prasowej.

Górnik nie wygrał w Chorzowie od 18 lat. Licznik został zresetowany. Ucieszyło to Józefa Dankowskiego. – W mojej drużynie panuje teraz jedna wielka radość. Nie ma się co dziwić. Wiele lat czekaliśmy, by osiągnąć tutaj taki wynik. Przecież początek na to nie wskazywał. Po straconej bramce dopiero zaczęliśmy grać w piłkę. W drugiej połowie wymiana ciosów. Szczęście było po naszej stronie – podsumował mecz trener gości.

11. kolejka T-Mobile Ekstraklasa

Ruch Chorzów – Górnik Zabrze 1:2 (1:1)

Bramki: Kuświk (17.) – Łuczak (29.), Madej (87.)

Żółte kartki: Surma, Babiarz - Sobolewski

Sędziował: Paweł Raczkowski

Ruch: Kamiński - Konczkowski, Malinowski, Kuś, Dziwniel – Babiarz, Surma, Kowalski (Tanchyk 77.), Starzyński, Zieńczuk – Kuświk (Visnakovs 83.).

Górnik: Steinbors – Gancarczyk, Sheveluykhin, Sadzawicki – Kosznik, Sobolewski, Danch, Gergel, Madej (Gwaze 90+1.), Łuczak(Jeż 85.)– Zachara (Plizga 63.)

Dominik Mataniak

Reklama:

Polityka plików "cookie"

Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w polityce prywatności.