Były idol pogrążył Ruch. Strzelił mu cztery bramki!

Tak padła bramka na 1:1 - Michał Helik wygrał powietrzny pojedynek. Później jednak trafiał głównie Arkadiusz Piech | Fot. Mariusz Banduch
W przypadku wygranej w ostatnim spotkaniu 34. kolejki T-Mobile Ekstraklasy "Niebiescy" byliby już praktycznie pewni utrzymania w lidze. Zwiększyliby bowiem przewagę nad rywalem - GKS-em Bełchatów do 10 pkt. (a nad drugim zespołem ze strefy spadkowej bydgoskim Zawiszą - do siedmiu "oczek").
Dla GKS-u był to z kolei mecz ostatniej szansy. Kilka dni temu w klubie z Bełchatowa doszło do zmiany trenera - Marka Zuba zastąpił Kamil Kiereś, a pierwszą decyzją nowego szkoleniowca było przesunięcie do rezerw czterech piłkarzy (m.in. Grzegorza Barana i Bartosza Ślusarskiego).
Jeśli ktoś myślał, że do Chorzowa przyjedzie zespół rozbity, ten szybko został wyprowadzony z błędu. Bełchatów od pierwszego gwizdka zaatakował. Po zamieszaniu w polu karnym Ruchu Matus Putnocky wypiąstkował piłkę zbyt krótko. Ta trafiła pod nogi Pawła Baranowskiego. Obrońca gości uderzył, futbolówka zmierzała do siatki, ale stojący na linii Michał Helik zażegnał niebezpieczeństwo.
Po drugiej stronie Emilijus Zubas nie miał zbyt wiele do roboty. Próbował mu zagrozić Filip Starzyński, który dwa razy podchodził do rzutu wolnego. Za pierwszym razem uderzył w mur, później zaś piłkę pewnie złapał bramkarz gości. "Figo" kilka minut później musiał opuścić boisko z urazem. - Wielce prawdopodobne, że Filip ma złamane żebra - powiedział po meczu trener Waldemar Fornalik.
Jakby mało było nieszczęść, chorzowianie stracili nie tylko rozgrywającego, ale także bramkę. Po błędzie Martina Konczkowskiego Michał Mak dośrodkował z lewej strony, a wbiegający środkiem pola karnego Arkadiusz Piech nie dał szans Putnockiemu. Były snajper Ruchu "zgasił" piłkę w powietrzu i uderzył z woleja.
Najlepszą okazję na 1:1 zmarnował Helik. Z rzutu wolnego dośrodkował Marek Zieńczuk, a obrońca "Niebieskich" skierował piłkę w stronę bramki. Niestety pomylił się minimalnie - trafił w słupek.
Schodzących do szatni podopiecznych Fornalika żegnały gwizdy. Pierwsze minuty drugiej połowy nie zapowiadały poprawy w grze Ruchu. Wystarczył jednak stały fragment gry - dokładna centra Zieńczuka - by kibice wreszcie mogli świętować. Do piłki wyskoczył Helik, który za moment przyjmował gratulacje od kolegów. Obrońca strzelił pierwszego gola w historii występów w Ekstraklasie.
Radość kibiców z gola nie trwała jednak długo. Za moment bowiem Bełchatów odzyskał prowadzenie. Dośrodkowywał Adam Mójta, podania nie przeciął Rafał Grodzicki, a Piech - po raz drugi w tym spotkaniu - zachował się w polu karnym jak profesor.
To nie był koniec popisów byłego napastnika Ruchu. Kilka minut później dostał podanie z głębi pola, uciekł Helikowi, a w sytuacji sam na sam z Putnockim ulokował piłkę w krótkim rogu. Były ulubieniec chorzowskiej publiczności zebrał zasłużone owacje. - Arek Piech, Arek Piech - skandowali kibice "Niebieskich".
Ożywili się jeszcze w końcówce, gdy po zagraniu Grodzickiego wzdłuż pola karnego piłkę do własnej bramki wpakował Baranowski. W doliczonym czasie gry podopieczni Fornalika postawili wszystko na jedną kartę. Helik znów starał się zaskoczyć Zubasa, jednak bramkarz GKS-u w porę interweniował.
Ryzyko, jakie podjął Ruch, niosło za sobą także zagrożenie w postaci kontry. Tak właśnie się stało. Bełchatowianie wyszli w dwóch na Bartłomieja Babiarza, piłkę otrzymał Piech i... po raz czwarty Putnockiego. Tym razem efektownym lobem. - To były intuicyjne sytuacje. Cieszę się, że zagrałem ze stuprocentową skutecznością. Miałem cztery okazje, strzeliłem cztery bramki - mówił Piech. - Zagraliśmy fatalne spotkanie - kręcił głową Rafał Grodzicki.
Powiedzieli po meczu:
Kamil Kiereś (trener Bełchatowa): - Bardzo, ale to bardzo cieszy mnie zwycięstwo w Chorzowie z Ruchem. W ostatnim czasie była to bardzo dobrze grająca drużyna. To wskazówka, że przez ostatnie cztery dni po moim powrocie do klubu obraliśmy dobrą drogę. Mamy podążać tą drogą - mniej gadać, a więcej pracować. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że jesteśmy mężczyznami. Zadaniem mężczyzny jest podnieść się z trudnej sytuacji.
Waldemar Fornalik (trener Ruchu): - Na pewno ten mecz nam nie wyszedł. Problemy zaczęły się w momencie zejścia Filipa Starzyńskiego. Było widać, że drużyna Bełchatowa jest bojowo nastawiona. Dziś była świetnie dysponowana. My natomiast po zejściu Filipa nie byliśmy tą samą drużyną. Udało nam się doprowadzić w pewnym momencie do wyrównania. Świetnie dysponowany był Arek Piech, cztery sytuacje, cztery bramki. Musimy zapomnieć o tym spotkaniu jak najszybciej.
34. kolejka T-Mobile Ekstraklasy
Ruch Chorzów - GKS Bełchatów 2:4 (0:1)
Bramki: Helik (58), Baranowski (79. samobójcza) - Piech cztery (28, 63, 70, 90+3).
Żółte kartki: Grodzicki, Zieńczuk, Kuświk, Helik, Kowalski - Michał Mak, Rachwał, Wroński.
Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 4750.
Ruch: Putnocky - Konczkowski, Grodzicki, Helik, Szyndrowski - Babiarz, Surma - Zieńczuk, Starzyński (26. Efir), Gigołajew (67. Kowalski) - Kuświk (76. Visnakovs).
GKS: Zubas - Zbozień, Baranowski, Flis, Mójta - Rachwał, Szymański (45. Witasik) - Wroński (82. Prokić), Wacławczyk (71. Poźniak), Michał Mak - Piech.
Reklama:
Dyskusja: