Butki shufflera

Skwer przy ulicy Stefana Batorego. Jesienne popołudnie, jest chłodno. Dwójka młodych mężczyzn wygląda jakby się rozgrzewała. Rytmicznie podskakują, a z nogami i rękami wyprawiają rzeczy niesamowite. Za chwilę dowiem się, że to nie żadna rozgrzewka tylko jumpstyle i Melbourne Shuffle. Takie tańce. Łatwo przy nich złapać kontuzję. Dlatego mięśnie panowie rozgrzali już wcześniej.
Jakub Wondkowski „Gomez” i Mariusz Rynkowski znają się całe życie. Młode życie. „Gomez” to uczeń gimnazjum, Mariusz liceum. Kilka miesięcy temu zobaczyli teledysk duetu Jeckyll & Hyde „Freefall”. Wzięło ich. Zresztą nie tylko ich, bo dzięki temu utworowi wiele osób dowiedziało się o muzyce jumpstyle. „Gomez” przeszukuje Internet. Podpatruje, próbuje. Szybko się uczy. Podobnie Mariusz. Tak zaczęli tańczyć.
Jumpstyle ma wiele odmian. Upraszczając, to podskoki, uderzenia i niezliczona ilość tricków.
- Podstaw można nauczyć się w miesiąc. Jednak, żeby być niezłym trzeba poświęcić sporo czasu – mówi „Gomez”. – Do tego dobrze włożyć też uczucia. Jednak najważniejsze jest to, żeby nie zanudzić widza – dodaje. Poza tym, taniec wymaga siły i pochłania sporo energii. Kradnie kilogramy. Panowie już stracili po 15.
Melbourne Shuffle odkryli niedawno. Pamiętacie „moonwalk, księżycowy chód” Michaela Jacksona? To mniej więcej coś takiego. Mniej więcej. – Jest trudniejszy od jumpstyle i całkiem inny. Tancerz nie odrywa nóg od ziemi. Wygląda to jak jazda na lodzie – tłumaczy Mariusz. – Dla mnie ten taniec jest formą sztuki – dodaje „Gomez”. Swoją pasją wkrótce zarażają troje znajomych. Zakładają HardJumpers Team. Popisy „Gomeza” i teamu można zobaczyć na youtube. Nie brak tam sporej ilości komentarzy, nie tylko pozytywnych.
– Pochwały zawsze są miłe. Krytyka i wskazówki są dodatkową motywacją. Dzięki nim wiem, co mam poprawić – stwierdza „Gomez”.
Jumpstyle i MS, to już coś więcej niż muzyka i taniec. Pojawiają się sklepy ze specjalną odzieżą, organizuje się zloty. Tworzy się subkultura. – Spotykamy się ze znajomymi na przykład pod Spodkiem i skaczemy, tańczymy – opowiada Mariusz. Umiejętności prezentują też na zlotach. Podczas Ogólnopolskiego Zlotu Jumpstyle w Wadowicach „Gomez” wyskakał 1, a Mariusz 6 miejsce na 48 zawodników. – Uznajemy to za osobisty sukces – przyznają.
Najważniejsza, jak zaznaczają tancerze, jest w tym wszystkim muzyka. Do jumpstyle skoczna, z głębokim basem, do MS z charakterystycznymi, ostrymi samplami. – Jak muzyka jest słaba, to nie ma powera. Gorzej się tańczy – mówi „Gomez”.
Swoje możliwości prezentują nie tylko na zlotach. Tańczą podczas festynów i szkolnych imprez. Tutaj, oprócz muzyki, liczy się rytm wyklaskiwany przez publiczność. On daje power. - Stoisz i czekasz, żeby wyjść na scenę, a ludzie klaszczą. To najbardziej podnosi. Czuje się takie unoszenie i taniec lepiej wychodzi – przyznaje Mariusz.
Wyskoki, obroty składające się na oba style z czasem można opanować, nie one są najtrudniejsze. – Liczy się kreatywność, inwencja twórcza. Najlepiej się nie powtarzać. Najtrudniejsze nie są kroki, ale myśl o końcu własnych możliwości – mówi „Gomez”. – Umiejętności i technika nie są najważniejsze. Zabawa i radość z tego co się robi, to jest ważne – dodaje.
Nie chcą zmarnować tych kilku miesięcy oddanych tańcowi. Każdą wolną chwilę przeznaczają dla niego. Wiążą z nim plany, marzenia. – Chcielibyśmy, aby ludzie nie myśleli, że polska młodzież jest tylko zła. Mamy swoje pasje, zainteresowania – mówi „Gomez” i zaraz wraca do marzeń. - Mam takie największe. Chciałbym, żeby Scooter zaprosił nas do swojego teledysku. – Ja nie chciałbym kiedyś powiedzieć dość i rzucić tańcem w kąt – dodaje Mariusz.
Skwer w Batorym. „Gomez” szybko przebiera nogami, Mariusz podskakuje. Trenują na świeżym powietrzu, chociaż warunki takie sobie, zimno. – A wie pan, że w Chorzowie mieszka chyba najwięcej jumperów i shufflerów w Polsce?
Nie wiedziałem.
Reklama: