Jubileusz Surmy okraszony zwycięstwem

Mariusz Stępiński zapewnił Niebieskim trzy punkty w meczu ze Śląskiem | Fot. Mariusz Banduch
Wydarzeniem meczu był jubileusz Łukasza Surmy, który rozgrywał pięćsetne spotkanie w Ekstraklasie. Piłkarz Ruchu śrubuje rekord liczby występów w najwyższej klasie rozgrywek.
Czytaj także: Pół tysiąca meczów! Surma w piątek przejdzie do historii
Zawodnicy obu drużyn utworzyli szpaler. Jubilat dostał koszulkę Ruchu z numerem 500. Wręczył mu ją przewodniczący rady nadzorczej Aleksander Kurczyk i dyrektor ds. marketingu Donata Chruściel. Do "Surmika" podszedł także sędzia Szymon Marciniak. Nasz eksportowy arbiter sprezentował mu na pamiątkę... żółtą kartkę. - Podobno nie taką zwykłą, ale okolicznościową - uśmiechał się po spotkaniu Surma.
Przed potyczką ze Śląskiem podkreślał: - Jeśli chcemy ten mecz wygrać, musimy zagrać tak jak w Poznaniu z Lechem (w poprzedniej kolejce Ruch zremisował u mistrza 2:2 - przyp. red.). Oprócz tego charakteru i mądrości, które były w Poznaniu, musi być jeszcze szczęście.
Szczęście dopisało "Niebieskim" w 18. minucie spotkania, gdy Śląsk bliski był objęcia prowadzenia. Po rzucie rożnym i niepewnym wyjściu z bramki Putnockiego w polu karnym "Niebieskich" zrobiło się duże zamieszanie. Krzysztof Danielewicz uderzał przewrotką, piłka trafiła jednak w poprzeczkę. Kibice Ruchu odetchnęli z ulgą.
Poza tą sytuacją w I połowie emocji było niewiele. Chorzowianie przeprowadzali akcje głównie prawą stroną. Kilka razy dobrze podłączył się do ataku Martin Konczkowski, ale gospodarze praktycznie nie zagrozili bramce strzeżonej przez Mariusza Pawełka.
Aż do 45. minuty. W ostatniej akcji I połowy padł gol dla Ruchu. Maciej Iwański zagrał na lewą stronę do Mariusza Stępińskiego. Ten popisał się ładnym, technicznym uderzeniem w długi róg. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Klasyczna bramka do szatni, bo sędzia już nie wznawiał gry.
W przerwie odbyła się kolejna tego dnia uroczystość. Ruch przyznał po raz drugi nagrodę im. Gerarda Cieślika. Rok temu trafiła ona w ręce żony legendy "Niebieskich", Krystyny Cieślik. Tym razem pani Krystyna wręczyła ją kolejnemu laureatowi, którym okazał się Eugeniusz Lerch, były napastnik Ruchu.
Na początku II połowy wydawało się, że Ruch stanie przed doskonałą okazją do zdobycia drugiej bramki. Po świetny zagraniu Marka Zieńczuka Stępiński znalazł się oko w oko z Pawełkiem. Kąt był jednak dość ostry, "Stępel" nie uderzył w pierwsze tempo, lecz próbował mijać bramkarza Śląska. Zrobił to, a za moment padł na murawę.
- Karny! - krzyknęli kibice. Sędzia Marciniak wskazał na punkt oddalony o 11 metrów, ale za chwilę podszedł do napastnika Ruchu i pokazał mu żółtą kartkę. Stępiński ostro protestował. - Byłem nerwowy i zły. Do tego stopnia, że przez 10 minut nie potrafiłem się "odkręcić". Sędzia twierdził, że przewróciłem się w nienaturalny sposób - dziwił się piłkarz chorzowian.
Ruch pilnował korzystnego wyniku, starając się nie dopuszczać wrocławian pod własną bramkę. To był mecz, w którym punkty można było zdobyć nie finezją, lecz walką.
W końcówce spotkania dwie żółte kartki w krótkim odstępie czasu zobaczył Rafał Grodzicki. Najpierw za niesportowe zachowanie, po starciu z Jackiem Kiełbem, potem zaś za odepchnięcie Piotra Celebana (gdy Ruch miał rzut rożny). "Grodek" w drugim z rzędu spotkaniu na Cichej wyleciał z boiska!
- Pierwszą żółtą kartkę dostał po tym, jak był faulowany przez Kiełba. Sędzia odgwizdał faul, więc po co były te gesty w stronę zawodnika - zastanawiał się trener Fornalik. - Ta pierwsza kartka Rafała była bezsensowna. Trzeba być trochę bardziej odpowiedzialnym w takich sytuacjach - dodał.
Ostatnie minuty były bardzo emocjonujące. W doliczonym czasie gry Stępiński przewrócił się w polu karnym i tym razem sędzia podyktował "jedenastkę". Kibice skandowali: "Łukasz Surma, Łukasz Surma", ale piłkę szybko złapał Patryk Lipski. - Miałem ochotę uderzać, bo zawsze dążę do strzelenia jak największej liczby bramek, ale już wcześniej wyznaczony był Patryk - tłumaczył Stępiński. "Lipa" strzelił mocno, ale na dobrej dla bramkarza wysokości. Pawełek wyczuł jego intencje, odbił piłkę na poprzeczkę.
- Szkoda, że Patryk Lipski nie zdobył bramki z karnego, wtedy w tych ostatnich minutach z większym spokojem wyczekiwalibyśmy na ławce na końcowy gwizdek - dodał Fornalik.
Za tydzień - 30 października - chorzowianie zagrają z krakowską Wisłą. W Chorzowie zobaczymy ich 7 listopada, przeciwko Lechii Gdańsk.
Powiedzieli po meczu
Tadeusz Pawłowski (trener Śląska): - Myślę, że to był wyrównany mecz, obydwie drużyny miały szanse do zdobycia bramek, ale tych klarownych nie było dużo. Ruch był zdecydowanie nastawiony na kontrę. My nie mogliśmy sforsować jego obrony. Pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu, poza bramką w ostatniej minucie. Za dużo było nerwowości w II połowie. Uważam, że dalej jesteśmy na równi spadkowej. W najbliższym meczu pucharowym musimy się podnieść.
Waldemar Fornalik (trener Ruchu): - Nie był to piękny, widowiskowy mecz. Był to mecz, w którym bardzo zależało nam na tym, aby zdobyć trzy punkty. Nasza grę podporządkowaliśmy temu celowi. Gdybyśmy zagrali swobodniej, z mniejszą dyscypliną taktyczną, Śląsk potrafiłby nas skontrować. Tym bardziej cieszymy się, że te trzy punkty dopisujemy. Od jakiegoś czasu nie wygraliśmy, te trzy punkty są dla nas cenne. Szczególnie w okolicznościach jubileuszu Łukasza Surmy. Ta wygrana to prezent dla niego - od drużyny i sztabu szkoleniowego.
13. kolejka Ekstraklasy
Ruch Chorzów - Śląsk Wrocław 1:0 (1:0)
Bramki: Stępiński (45).
Żółte kartki: Stępiński, Koj, Konczkowski, Grodzicki - Gecov, Dudu, Kiełb. Czerwona: Grodzicki (87. za dwie żółte).
Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 6267.
Ruch: Putnocky - Konczkowski, Grodzicki, Cichocki, Koj (78. Szyndrowski) - Mazek, Surma, Iwański, Lipski, Zieńczuk - Stępiński.
Śląsk: Pawełek - Zieliński, Celeban, Hołota, Dudu - Gecov, Hateley (73. Kaczmarek) - Paixao, Danielewicz, Bartkowiak (46. Kiełb) - Machaj (49. Biliński).
Reklama:
Dyskusja: