Modelowa transakcja

Chorzowianin 2010-08-26 | Komentarzy: 0
Dobry interes jest wtedy, gdy obie strony są zadowolone, a tak jest w tym przypadku - podkreślał Janusz Paterman, członek Rady Nadzorczej Ruchu. W zeszłym tygodniu „niebiescy” podzielili się z Grunwaldem Ruda Śląska pieniędzmi z transferu Artura Sobiecha do Polonii Warszawa.
Modelowa transakcja
1 milion 174 tysiące 491 złotych i 15 groszy - taka kwota dla klubu z IV ligi (czyli de facto piątego szczebla rozgrywek piłkarskich w naszym kraju) jest czymś wręcz kosmicznym. Nic dziwnego, ze Teodor Wawoczny, prezes Grunwaldu Ruda Śląska, mógł odczuwać wielką satysfakcję.

Wspomnianą kwotę jego klub otrzymał przy okazji transferu Artura Sobiecha, z Ruchu Chorzów do Polonii Warszawa. Przypomnijmy, że „Abdul” został sprzedany 30 lipca, zaraz po pierwszej porażce „niebieskich” z Austrią Wiedeń (III runda eliminacji Ligi Europejskiej). Największe wrażenie robiło na wszystkich odstępne - okrągły milion euro. Zgodnie z wcześniejszą umową, Ruch musiał się tymi pieniędzmi podzielić z Grunwaldem Ruda Śląska - klubem, z którego Sobiech trafił na Cichą.

Był rok 2006. Działacze „niebieskich” zainteresowali się chłopakiem z Halemby. 16-letni wówczas Artur słynął z niesamowitego instynktu strzeleckiego. W „Leksykonie Piłkarzy GKS Grunwald Ruda Śląska” - autorstwa prezesa Wawocznego - przeczytać można, że Sobiech zdobył w ciągu czterech lat aż 227 bramek. - Dzwonił do mnie docent Zygfryd Wawrzynek (honorowy prezes Górnika Zabrze - przyp. red.). Pytał, czy to nie jest pomyłka, czy może chodzi o 27 bramek. Odpowiedziałem, że nie. Wówczas Arturem zainteresował się także Górnik. On jednak wybrał Ruch, mimo iż ponoć jest kibicem zabrzańskiego klubu - wyjaśniał Wawoczny.

Zrezygnowali z 15 tysięcy

Kluczowe dla tej historii jest porozumienie, jakie zawarli chorzowianie z Grunwaldem. Było ono bezgotówkowe. - Przez wiele lat Grunwald transferował zawodników do lepszych drużyn, w tym do Ruchu. Nigdy nie żądaliśmy ekwiwalentu za wyszkolenie, który przysługiwał nam zgodnie z regulaminem. Może dlatego teraz spotkała nas taka nagroda? - zastanawiał się Teodor Wawoczny.

Ów ekwiwalent wynosił 15 tysięcy złotych. Ruch mógł za taką kwotę kupić 16-latka, „uniezależnić” się od rudzkiego klubu i zapewnić tylko sobie zyski z jego kolejnego transferu. Kto jednak mógł wówczas przewidzieć, że z Sobiecha wyrośnie piłkarz takiego formatu? - Nie jesteśmy pazerni. Poza tym nie możemy liczyć na to, że każdy, kto trafi do Ruchu, będzie gwiazdą - mówił Janusz Paterman, członek Rady Nadzorczej spółki.

Strony dogadały się więc następująco: - Jeśli Artur odejdzie z Ruchu do innego klubu przed ukończeniem 23. roku życia (czyli przed 12 czerwca 2013 roku - przyp. red.), wówczas Grunwald otrzyma 30 procent z kwoty transferu. A jeśli po 23. urodzinach, to 10 procent - informował prezes IV-ligowca, który twierdzi, że będąc na miejscu prezesa Ruchu, zrobiłby wówczas tak samo.

Ruch bowiem nie podejmował żadnego ryzyka. Dostał talent za darmo, „do obróbki”. Nikt przez długie miesiące nie zaprzątał sobie głowy jakimiś procentami. Ale gdy Sobiech robił błyskawiczne postępy, gdy zadebiutował w Ekstraklasie, strzelił pierwszą bramkę, potem kolejne i gdy wreszcie zainteresowały się nim inne kluby, temat powrócił. „Niebiescy” podkreślają, że każdą ofertę (m.in. z Widzewa Łódź czy Lecha Poznań) dotyczącą Sobiecha konsultowali z prezesem Wawocznym.

- Cała transakcja z Grunwaldem pokazuje, jaki powinien być model współpracy między klubami. Jesteśmy zadowoleni, że możemy razem zmieniać śląską piłkę nożną - mówił Dariusz Smagorowicz, przewodniczący Rady Nadzorczej Ruch Chorzów SA, przed przekazaniem symbolicznego czeku (na 30 procent z miliona euro) Teodorowi Wawocznemu.

Awans? Są ważniejsze sprawy

Szefa IV-ligowca zapytano, co zrobi z pieniędzmi. Dla jego klubu ponad milion złotych to więcej niż roczny budżet. Padły sugestie, że Grunwald może powalczyć o awans... Prezes „zielonych” (bo taki Grunwald ma przydomek) roztropnie odparł: - Moglibyśmy zrobić awans. Gwarantuję, że nawet dwa - do II ligi. Pytanie, co dalej. Zaczynalibyśmy znowu od IV ligi czy od klasy okręgowej? - mówił Wawoczny. Zespół z Halemby grał już kiedyś - w latach 1998-2000 - nawet na zapleczu Ekstraklasy. Nie był jednak w stanie utrzymać się w niej na dłużej.

Wawoczny podkreślił, że w Rudzie Śląskiej sytuacja jest specyficzna - każdy klub jest właścicielem swojego obiektu. Przeciwnie niż Chorzowie, gdzie miasto utrzymuje stadion użytkowany przez „niebieskich”. - Ruch nie musi się martwić o pieniądze na trawę. U nas zaś wszystko spoczywa na barkach zarządu klubu - kontynuował. Pieniądze zostaną więc wydane m.in. na poprawienie trybuny, budowę boiska ze sztuczną trawą i mini boiska.

Niesmak po wypowiedziach

I tylko jednego szkoda. Gdy działacze obu klubów dziękowali sobie za owocną współpracę, nie było przy tym głównego bohatera tej opowieści. Sobiech zaraz po odejściu z Ruchu udzielił wywiadu, w którym postawił „niebieskich” w bardzo niekorzystnym świetle. Stwierdził, że „w Ruchu go oszukano”. Miał rzekomo sądzić, iż „jedzie do telewizji, a zawieziono go do Warszawy, na rozmowy z prezesem Polonii”. W Chorzowie do dziś są zdegustowani tymi wypowiedziami. - Nikt go nie woził w kominiarce do Warszawy. Pan Artur zdawał sobie sprawę z tego, że chciał być sprzedany - irytował się Paterman.

Działacze Ruchu podkreślają, że doświadczenia z Sobiechem tylko zmobilizowały ich do wytężonego poszukiwania kolejnych talentów. - Musimy dążyć do tego, żeby wyławiać więcej takich chłopaków - podsumował Mirosław Mosór, dyrektor Ruchu.
Michał Fabian

Reklama:

Dyskusja:

Polityka plików "cookie"

Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w polityce prywatności.