Piękne gole na Cichej. Niestety dla gości

Chorzowianin 2016-03-12 | Komentarzy: 0
Po trzy razy piłka lądowała w bramce Lecha Poznań i Ruchu Chorzów, ale sędzia Szymon Marciniak uznał tylko jedno trafienie dla "Niebieskich". We wcześniejszych przypadkach odgwizdał spalonego i faul. Dwie bramki dla "Kolejorza" były wyjątkowej urody.
Piękne gole na Cichej. Niestety dla gości

Tak padł jedyny gol dla Niebieskich. Mariusz Stępiński przedarł się przez obronę Lecha | Fot. Marcin Bulanda

- Zawsze się nastawiam, że coś strzelę. W meczu w Poznaniu udało mi się zdobyć dwie bramki, tak samo będę chciał zdobywać gole przed własną publicznością. Wszyscy wiemy, co może oznaczać to zwycięstwo: że zbliżymy się mocno do pozostania w górnej ósemce. Myślę, że tam jest nasze miejsce i chcemy to zrobić w sobotę - zapowiadał przed spotkaniem z Lechem Poznań Mariusz Stępiński.

Napastnik Ruchu szybko zagroził bramce "Kolejorza". Po nieporozumieniu obrońców i bramkarza gości stanął przed szansą na otworzenie wyniku. Zagrał piłkę obok wychodzącego Jasmina Buricia, ale upadł. 

W 8. minucie kibice "Niebieskich" poderwali się z miejsc, bo futbolówka znalazła się w siatce. Ich radość była jednak przedwczesna. Rzut wolny wykonywał Patryk Lipski. Dokładnie dośrodkował w pole karne, Paweł Oleksy uprzedził Jasmina Buricia i głową umieścił piłkę w siatce. Jednak asystent sędziego Szymona Marciniaka machał uniesioną chorągiewką. Oleksy w momencie podania był na spalonym.

Za moment niebezpiecznie zrobiło się pod bramką Ruchu. Rafał Grodzicki zastawiał piłkę przed atakującym go Dawidem Kownackim. Kapitan Ruchu pozwolił się przepchnąć, a rywal stanął oko w oko z Matusem Putnockym. Przestrzelił, jednak nawet, gdyby trafił do siatki, gol nie zostałby uznany. Arbiter odgwizdał faul Kownackiego.

Po niezłym pierwszym kwadransie mecz trochę stracił na atrakcyjności. "Niebiescy" dłużej utrzymywali się przy piłce, jednak mieli trudności ze stworzeniem dobrej sytuacji. Wprawdzie raz jeszcze futbolówka wpadła do siatki Lecha, ale wcześniej Rafał Grodzicki sfaulował Łukasza Trałkę. Chorzowianie w I połowie oddali tylko jeden strzał. Niecelny.

Goście byli pod tym względem aktywniejsi. "Główka" Trałki - piłka przeleciała obok słupka - była dla chorzowian ostrzeżeniem. Tuż przed przerwą nie uratował ich nawet Putnocky, który wyciągnął się jak struna, ale nie sięgnął piłki. Ta - po przepięknym uderzeniu Macieja Gajosa - wpadła w samo okienko bramki Ruchu.

Sytuacja drużyny Waldemara Fornalika skomplikowała się na początku drugiej odsłony. Z prawej strony dośrodkował Gergo Lovrencsics, a niepilnowany Darko Jevtić miał czas, by przyjąć piłkę i uderzyć w długi róg. 

Ruch szybko jednak zdobył bramkę kontaktową. Patryk Lipski podał do Stępińskiego, który uprzedził obrońców i golkipera Lecha. Przy okazji... zagrał piłkę ręką. Sędzia Marciniak miał prawo przerwać grę, tym razem jednak gwizdka nie użył.

Ożywiła się publiczność, "Niebiescy" podkręcili tempo. Kamil Mazek był sam na sam z Buriciem, znów jednak okazało się, że wcześniej "spalił". Później Stępiński stanął oko w oko z bośniackim bramkarzem. Próbował go minąć, ale się poślizgnął.

A że zmarnowane sytuacje lubią się mścić... Lechici skontrowali, a Darko Jevtić przymierzył w górny róg, po raz drugi w tym spotkaniu pokonując Putnockiego. To był równie piękny strzał jak ten w wykonaniu Gajosa. Poznaniacy imponowali skutecznością - czwarte celne uderzenie i trzeci gol.

Wynik nie uległ już zmianie. Dla Ruchu to druga z rzędu porażka na własnym stadionie i czwarty kolejny mecz na Cichej bez zwycięstwa. - Niestety Cicha już nie jest naszą twierdzą. Postaramy się odczarować ją w kolejnym spotkaniu u siebie, z Wisłą Kraków - podkreślił Rafał Grodzicki.

Najpierw jednak, 19 marca, chorzowianie (którzy nadal zajmują 7. miejsce) zagrają we Wrocławiu ze Śląskiem.

Powiedzieli po meczu

Jan Urban (trener Lecha): - Trochę żeśmy się obawiali tego spotkania, bo Ruch gra dobrze w piłkę. Nie przez przypadek obie drużyny miały przed tym meczem po 37 punktów. Nie chcieliśmy grać wysokim pressingiem, woleliśmy oddać inicjatywę Ruchowi. Wiedzieliśmy, że dobrze operuje piłką, ale chcieliśmy szukać szans w kontratakach. To się nam udało. Poza tym zależało nam na tym, żeby nie stracić zbyt wielu sił przed wtorkowym meczem z Zagłębiem Sosnowiec (półfinał Pucharu Polski - przyp. red.). To nam się raczej nie udało, bo Ruch zmusił nas do maksymalnego wysiłku. Ważne, cenne zwycięstwo. Brakuje nam kilku piłkarzy, tym bardziej nas ta wiktoria cieszy.

Waldemar Fornalik (trener Ruchu): Potwierdziło się to, co mówi się ostatnio o meczach z naszym udziałem. Są to mecze ciekawe. Nie zagraliśmy złego spotkania, powiem to z pełną odpowiedzialnością. Natomiast Lech zagrał bardzo mądrze, konsekwentnie. Pierwsza bramka - "stadiony świata", trudno się przed taką bramką obronić. Pierwsza połowa była remisową, ale przegrywaliśmy 0:1. Mogę mieć pretensje o drugą bramkę. Przed nią już mogliśmy się obronić. Po golu kontaktowym była jeszcze sytuacja Mariusza Stępińskiego, który i poślizgnął się, i zderzył z bramkarzem. A po niej zaraz bramka na 1:3 i nasza sytuacja zrobiła się bardzo trudna. Jesteśmy w dalszym ciągu w tej ósemce i w dalszym ciągu wszystko od nas zależy.

27. kolejka Ekstraklasy
Ruch Chorzów - Lech Poznań 1:3 (0:1)
Bramki:
Stępiński (63) - Gajos (44), Jevtić dwie (56, 71).
Żółte kartki: Koj - Kamiński.
Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 9000.
Ruch: Putnocky - Konczkowski, Grodzicki, Koj, Oleksy - Mazek (84. Mazek), Surma, Lipski, Iwański (72. Hanzel), Moneta (72. Zieńczuk) - Stępiński.
Lech: Burić - Ceesay, Arajuuri, Kamiński, Kadar - Lovrencsics, Tetteh (88. Dudka), Trałka, Jevtić (82. Volkov), Gajos - Kownacki (67. Sisinio).

(m)

Reklama:

Dyskusja:

Polityka plików "cookie"

Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w polityce prywatności.