Wyjątkowa książka o stadionie Ruchu. Cicha, jakiej nie znacie

Rafał Zaremba prezentuje książkę o stadionie, na którym od ponad 80 lat mecze rozgrywają Niebiescy | Fot. Adrian Ślązok
Stadion, na którym do dziś rozgrywają swoje mecze "Niebiescy", został otwarty 29 września 1935 r. Niespełna rok po "okrągłym" jubileuszu wydana została książka, która przedstawia obiekt przy ulicy Cichej w formie zbioru opowieści.
Ich autorami są: Rafał Zaremba (dyrektor Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki UM Chorzów), Andrzej Godoj, Grzegorz Joszko, Dariusz Leśnikowski i Wojciech Krzystanek.
Opowieści zostały zilustrowane unikalnymi fotografiami. Można m.in. zobaczyć, jak na stadionie przy Cichej... ścigali się motocykliści, jak w budynku pod trybuną główną odbywały się rozgrywki tenisa stołowego, zaś obok stadionu - na "korcie" (boisku, którego nawierzchnią była mączka) - grano w szczypiorniaka.
- Trudno znaleźć drugie takie miejsce w Polsce, a może i w Europie. Z Cichą związanych jest mnóstwo opowieści, zdarzeń, wzruszających momentów, a przede wszystkim sukcesów, które dały nam wiele radości - podkreślał Rafał Zaremba.
Fenomen chorzowskiego stadionu starał się oddać także dr Jacek Kurek. - Potrafi opowiadać tak samo, jak Messi gra w piłkę - tak znanego historyka przedstawił Rafał Zaremba.
- Gdy mówimy o Ruchu Chorzów, a wtedy o Ruchu Wielkie Hajduki, mówimy głównie o tym, że na tak małej przestrzeni nigdy nie narodziło się tak wielu wybitnych piłkarzy. W 1935 r. ten stadion nie miał sobie równych w Polsce, a w Europie było takich może kilka. Nie powstał on jednak przy Cichej, bo... ulicy Cichej wtedy jeszcze nie było - zaznaczył dr Jacek Kurek.
Historyk zwracał uwagę na fakt, że sukcesy rodziły się w biedzie. - Cieślik, Wilimowski, Peterek. Oni nie mieli nic, byli biedni, często nie mieli na piłkę, nie było ich na nią stać. Albo na buty. A jednak stali się najwybitniejszymi piłkarzami Polski, także Niemiec, europejskiego futbolu. Z niczego, z ciężkiej pracy, z wiary w to, co robią. Nie mieli wygód, ubrań, boiska. Tak jak dzisiaj - Ruch zawsze był w niedostatku, w kłopotach. Nawet gdy był lepszy okres, gdy pomagała huta, piłkarze nie zarabiali wielkich pieniędzy. Dla Cieślika było nie do pomyślenia, żeby opuścić Chorzów - kontynuował.
- Nigdy nie zapomnę chwili, gdy żegnaliśmy pana Gerarda Cieślika na stadionie, gdy jego trumna była przykryta flagą, a potem tymi ulicami przeszło tylu ludzi, żeby go pożegnać. Od tej chwili wiem, że ten stadion musi istnieć - podkreślił dr Kurek.
Andrzej Godoy wspominał czasy dzieciństwa. Miłość do Ruchu wyniósł z domu. - Mój fater uczył mnie na pamięć składu Ruchu. Zapamiętałem tylko jedno nazwisko "Jojko". Może dlatego, że wydawało mi się oryginalne. Zawsze jestem na meczach na Cichej, bo traktuję to jako obowiązek. Ludzie pytają: "Idziesz na Legię? Na derby? Na Lecha?". Odpowiadam: "Nie, jo ida na Ruch". To klub o zasięgu ogólnopolskim, ale o głęboko zapuszczonych korzeniach tutaj. Nie ma drugiego takiego na Śląsku - mówił historyk.
Grzegorz Joszko w książce "Na Cichej. 80 lat Stadionu Ruchu Chorzów" jest autorem wielu opowieści dotyczących wydarzeń z lat 30. ubiegłego wieku. - Znamienne było to, że w latach 30. Ruch gromadził największą liczbę publiczności - zarówno na meczach u siebie, jak i na obcych stadionach. Sukcesy nie były przypadkowe. Gdyby nie wybuch drugiej wojny światowej, panowanie trwałoby znacznie dłużej. Ruch potrafił ściągnąć do siebie VfB Stuttgart. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby na otwarcie nowego stadionu też przyjechał Stuttgart - wyraził nadzieję Grzegorz Joszko.
Dla Dariusza Leśniowskiego, dziennikarza katowickiego "Sportu", praca nad książką była swego rodzaju podróżą sentymentalną. Jest on bowiem wnukiem Karola Dziwisza, byłego piłkarza Ruchu, który grał w jednej drużynie m.in. z Gerardem Wodarzem czy Ernestem Wilimowskim.
- To była duża frajda, że w dzieciństwie - dziadek odszedł, gdy miałem 10 lat - miałem okazję posłuchać opowieści o tym pierwszym, wielkim Ruchu, pięciokrotnym mistrzu Polski przed wojną. Po dziadku tylko wzrost mam taki sam, genów piłkarskich niestety nie przejąłem - żartował Leśnikowski, który przypomniał ciekawą anegdotę. - To na plecach dziadka kartę zgłoszeniową do Ruchu podpisywał w 1945 r. Gerard Cieślik.
Wojciech Krzystanek związany był ze stadionem przy Cichej w nieco innej roli. Od 2005 roku pełnił funkcję zastępcy dyrektora Miejskiego Ośrodka Rekreacji i Sportu. Jego pierwszym zadaniem była organizacja Benefisu Krzysztofa Warzychy, o którym także można przeczytać w książce "Na Cichej". - To było duże wyzwanie logistyczne. Przyszło ponad 12 tysięcy ludzi. Był to sukces także w sferze emocjonalnej. Takiej imprezy, takiego pożegnania jak Krzysztof Warzycha nie miał żaden zawodnik - wspominał Krzystanek.
Podkreślał on także, że bez pomocy MORiS-u i zaangażowania jego pracowników Ruch miałby w ostatniej dekadzie problemy z uzyskaniem licencji. - Walka o licencję nie jest na pierwszym planie. Kibice myślą: "jakoś to będzie, załatwią to". Ze współczesnej historii wiemy, że klubom nie zawsze tę licencję udawało się dostać. W Chorzowie udaje się to od ponad 10 lat i gdyby nie dyrektor MORiS-u Alina Zawada, Ruch nie otrzymałby licencji przynajmniej trzy razy - zaznaczył Krzystanek. - Stadion nie jest obecnie perełką, ale mamy coś, co jest naszym atutem, co podkreślają w telewizji - piękną murawę, jedną z najlepszych w kraju - dodał.
Gośćmi honorowymi spotkania w MDK "Batory" były dawne gwiazdy chorzowskiego Ruchu: Eugeniusz Lerch, Jan Rudnow i Grzegorz Kapica.
W ramach imprezy rozegrany został turniej o puchar Majstrów z Wielkich Hajduk. Wzięły w nim udział cztery drużyny z Chorzowa Batorego. Zwycięstwo przypadło FC Kalina, na drugim miejscu uplasował się Pub Dzies10na, na trzecim Brzozowa, zaś na czwartym FC Santos. Co ciekawe, w rolę sędziego wcielił się były piłkarz Ruchu Mirosław Jaworski.
Na koniec spotkania wyświetlono film dokumentalny o Erneście Wilimowskim, a także reportaż filmowy o Gerardzie Cieśliku. Autorem obu produkcji jest Wojciech Królikowski.
Reklama:
Dyskusja: