Wszyscy siedzimy na walizkach
Chorzowianin 2011-06-10
„Ludzie na walizkach. Nowe historie” to kolejna książka z rozmowami Szymona Hołowni. Tom powstał na podstawie programu „Ludzie na walizkach”, który autor prowadzi w religia.tv.

Rozmawia z ludźmi w sytuacjach granicznych – doświadczonymi przez chorobę, śmierć kogoś bliskiego lub inne trudne sytuacje.
Część spośród rozmówców dziennikarza znana jest z mediów, jak aktor Maciej Kozłowski, inni toczą swoje zmagania z dala od blasku fleszy. W każdym przypadku jednak ich opowieści są autentyczne i poruszające. Uświadamiają nam, jak wielkim darem jest życie i zdrowie i jak niewiele trzeba, aby ten dar utracić. Szymon Hołownia prowokuje, pyta o bunt wobec Boga, o to, jak w ogóle można pogodzić się z takimi doświadczeniami. Odpowiedzi, które słyszy, mogą nas wiele nauczyć. Premiera książki, wydanej nakładem krakowskiego Znaku – 30 czerwca br. Warto po nią sięgnąć. Wszyscy jesteśmy – z tego czy innego powodu – na walizkach.
Z Agnieszką Kowalską Szymon Hołownia rozmawia o życiu po śmierci jej męża, aktora Macieja Kozłowskiego: - Początkowo myślałam, że to jest tak, że skoro miłość zwycięża śmierć, śmierci nie będzie, on nie umrze, bo ja go kocham. Później dotarło do mnie jednak, że aby miłość zwyciężyła śmierć, śmierć musi naprawdę przyjść, zaistnieć w naszym życiu. By miłość zwyciężyła śmierć, trzeba umrzeć – stwierdza Agnieszka Kowalska.
Janina Ochojska-Okońska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej otwarcie opowiada o życiu po zdradzie: - Jeżeli mój mąż nie chciał ze mną zostać, jeżeli nic – żadne perswazje, rozmowy – nie pomogło, to nie można siłą zatrzymywać człowieka. To jego wybór. Ja nie mam wyjścia – muszę to zaakceptować i odkryć, że nie znaczy to, iż moje życie się skończyło. Bunt w takiej sytuacji oznacza klęskę i jest oznaką słabości. Moje nowe życie zaczęło się dla mnie na inny sposób – mówi Janina Ochojska.
Emerytowana lekarka Krystyna Stopczyk opowiada o bolesnym doświadczeniu utraty dwudziestoletniej córki, która zginęła w wypadku samochodowym. - Starałam się nie przeżywać umierania pacjentów emocjonalnie, bo dodawałabym im tylko cierpień – jeżeli wiązałabym się z nimi uczuciowo, przestawałabym myśleć. Śmierć pacjenta, nawet najtragiczniejsza, to naprawdę zupełnie inna kategoria. Pamiętam swoją pierwszą lekarską śmierć: piękny, dorodny czternastoletni chłopak umierał zatruty grzybami. Dziś miałby
szansę, są nowe sposoby leczenia, ale to było pół wieku temu, więc musiał umrzeć. Śmierć niemowląt, które miały całe życie przed sobą. Wiedziałam, że nie mogę emocjonalnie się w to włączać. Śmierć córki spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Dwudziestoletnia dziewczyna, półtora miesiąca po ślubie, chwilę wcześniej zaliczyła egzaminy na pierwszym roku... Pełna życia, radości. I raptem jej nie ma.
O podobnym doświadczeniu opowiada artysta kabaretowy Jacek Łapot. On także stracił córkę w wypadku samochodowym: - Gdzieś po drodze padło kluczowe pytanie: czy zgadzamy się, by organy Karoliny mogły być użyte do przeszczepu? Zgodziliśmy się natychmiast, nie było chwili dyskusji na ten temat. Tym bardziej że po tym pierwszym wypadku Karolina rozmawiała z mamą i choć nie miała tak zwanego oświadczenia woli, wyraźnie powiedziała jej, że tego właśnie by chciała.Powiem panu, że ja też nie mam takiego oświadczenia, nie
wiem zresztą, czy ktokolwiek chciałby moje organy , ale chyba sobie taką kartkę sprawię. Takie myśli przychodzą, dopiero gdy się człowiek o to otrze, bo kto z nas myśli, wstając, idąc do pracy czy na przyjęcie: „A gdy umrę, co będzie z moimi organami”? – zamyśla się Jacek Łapot.

Wśród rozmówców Szymona Hołowni jest także Tadeusz Broś, znany sprzed lat z kultowego „Teleranka”. - Z telewizji zostałem wyrzucony z dnia na dzień, później łapałem różne zajęcia. Przedtem wchodziłem do sklepu, płaciłem kartą kredytową i nie interesowało mnie, czy coś kosztuje sześćdziesiąt osiem złotych, czy dziewięćdziesiąt dwa. Teraz jest dla mnie istotne, czy to kosztuje jedenaście czterdzieści, czy jedenaście osiemdziesiąt. Kiedyś na jakimś prawie rządowym bankiecie w Ciechocinku obok mnie siedział pewien dyrektor departamentu i mówi: „Pij!”. Ja mówię: „Nie piję, bo jestem alkoholikiem”. On na to: „No to właśnie dlatego się napij!” – opowiada Tadeusz Broś.
Na książkę składa się dwadzieścia rozmów. Halszka Opfer opowiada, jak w dzieciństwie molestował ją seksualnie własny ojciec, Bogusław Kaczyński mówi o swojej nagłej i niespodziewanej chorobie, która sprawił, że przewartościował swoje życie. Ojciec Filip Buczyński mówi o doświadczeniu spotkań z dziećmi umierającymi w hospicjum.
O katastrofie smoleńskiej opowiadają Ewa Komorowska, której mąż, Stanisław Jerzy Komorowski, wiceminister Obrony Narodowej, zginął na pokładzie TU 154 M oraz ks. Henryk Błaszczyk, który towarzyszył rodzinom ofiar wypadku podczas identyfikacji ciał.
- Wyłożyłem paramenty liturgiczne na jeden ze stołów sekcyjnych, odprawiłem pierwszą modlitwę za zmarłych, chciałem dać wyraz temu, że Kościół jest z nimi, że nadal będzie ich wspierał. Pamiętam cios, jakim był dla mnie ten obraz, pamiętam zapach, przerażenie i świadomość, że bliscy, którzy tam u góry czekają, za chwilę będą musieli skonfrontować się z czymś, czego się spodziewają, czego się boją, ale też czego bardzo chcą. Bo pragną znaleźć osobę, którą kochają, i sprowadzić ją do kraju, do swoich, pochować ją w rodzinnej ziemi. Dla spełnienia tego pragnienia warto było podjąć każdy wysiłek – stwierdza kapłan.
Wit Dziki opowiada o przegranej walce o życie mamy – aktorki Darii Trafankowskiej, którą pokonała choroba nowotworowa. - Dla mnie to było najgorsze i najstraszniejsze doświadczenie w życiu, ale być może to najgorsze i najstraszniejsze doświadczenie w życiu daje mi coś, czego nic innego by mi dać nie mogło. Sytuacja graniczna, lekcja, której może nie dało się odrobić w inny sposób – zastanawia się Wit Dziki.
Z Szymonem Hołownią rozmawia także Przemysław Sobieszczuk, trzydziestolatek, chory na pęcherzowe oddzielanie się naskórka, poprzez studia politologiczne na WSB, związany przez pewien czas z Chorzowem. - Najważniejsze to starać się żyć tak, żeby nikt ci nie współczuł, bo jak ktoś ci współczuje, to sam zaczynasz sobie współczuć, wyobcowujesz się, tracisz kontakt z tym, co dzieje się naokoło. Innemu człowiekowi, nieważne, czy on jest chory, niepełnosprawny, czy załamany po stracie bliskich osób, nie można z miejsca okazywać współczucia. Jeśli pochopnie to zrobisz, ten człowiek zaraz się załamie – mówi Przemysław Sobieszczuk.
Książka Szymona Hołowni to lektura, która na dobre może zmienić spojrzenie na naszą codzienność.
Część spośród rozmówców dziennikarza znana jest z mediów, jak aktor Maciej Kozłowski, inni toczą swoje zmagania z dala od blasku fleszy. W każdym przypadku jednak ich opowieści są autentyczne i poruszające. Uświadamiają nam, jak wielkim darem jest życie i zdrowie i jak niewiele trzeba, aby ten dar utracić. Szymon Hołownia prowokuje, pyta o bunt wobec Boga, o to, jak w ogóle można pogodzić się z takimi doświadczeniami. Odpowiedzi, które słyszy, mogą nas wiele nauczyć. Premiera książki, wydanej nakładem krakowskiego Znaku – 30 czerwca br. Warto po nią sięgnąć. Wszyscy jesteśmy – z tego czy innego powodu – na walizkach.
Z Agnieszką Kowalską Szymon Hołownia rozmawia o życiu po śmierci jej męża, aktora Macieja Kozłowskiego: - Początkowo myślałam, że to jest tak, że skoro miłość zwycięża śmierć, śmierci nie będzie, on nie umrze, bo ja go kocham. Później dotarło do mnie jednak, że aby miłość zwyciężyła śmierć, śmierć musi naprawdę przyjść, zaistnieć w naszym życiu. By miłość zwyciężyła śmierć, trzeba umrzeć – stwierdza Agnieszka Kowalska.
Janina Ochojska-Okońska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej otwarcie opowiada o życiu po zdradzie: - Jeżeli mój mąż nie chciał ze mną zostać, jeżeli nic – żadne perswazje, rozmowy – nie pomogło, to nie można siłą zatrzymywać człowieka. To jego wybór. Ja nie mam wyjścia – muszę to zaakceptować i odkryć, że nie znaczy to, iż moje życie się skończyło. Bunt w takiej sytuacji oznacza klęskę i jest oznaką słabości. Moje nowe życie zaczęło się dla mnie na inny sposób – mówi Janina Ochojska.
Emerytowana lekarka Krystyna Stopczyk opowiada o bolesnym doświadczeniu utraty dwudziestoletniej córki, która zginęła w wypadku samochodowym. - Starałam się nie przeżywać umierania pacjentów emocjonalnie, bo dodawałabym im tylko cierpień – jeżeli wiązałabym się z nimi uczuciowo, przestawałabym myśleć. Śmierć pacjenta, nawet najtragiczniejsza, to naprawdę zupełnie inna kategoria. Pamiętam swoją pierwszą lekarską śmierć: piękny, dorodny czternastoletni chłopak umierał zatruty grzybami. Dziś miałby
szansę, są nowe sposoby leczenia, ale to było pół wieku temu, więc musiał umrzeć. Śmierć niemowląt, które miały całe życie przed sobą. Wiedziałam, że nie mogę emocjonalnie się w to włączać. Śmierć córki spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Dwudziestoletnia dziewczyna, półtora miesiąca po ślubie, chwilę wcześniej zaliczyła egzaminy na pierwszym roku... Pełna życia, radości. I raptem jej nie ma.
O podobnym doświadczeniu opowiada artysta kabaretowy Jacek Łapot. On także stracił córkę w wypadku samochodowym: - Gdzieś po drodze padło kluczowe pytanie: czy zgadzamy się, by organy Karoliny mogły być użyte do przeszczepu? Zgodziliśmy się natychmiast, nie było chwili dyskusji na ten temat. Tym bardziej że po tym pierwszym wypadku Karolina rozmawiała z mamą i choć nie miała tak zwanego oświadczenia woli, wyraźnie powiedziała jej, że tego właśnie by chciała.Powiem panu, że ja też nie mam takiego oświadczenia, nie
wiem zresztą, czy ktokolwiek chciałby moje organy , ale chyba sobie taką kartkę sprawię. Takie myśli przychodzą, dopiero gdy się człowiek o to otrze, bo kto z nas myśli, wstając, idąc do pracy czy na przyjęcie: „A gdy umrę, co będzie z moimi organami”? – zamyśla się Jacek Łapot.

Wśród rozmówców Szymona Hołowni jest także Tadeusz Broś, znany sprzed lat z kultowego „Teleranka”. - Z telewizji zostałem wyrzucony z dnia na dzień, później łapałem różne zajęcia. Przedtem wchodziłem do sklepu, płaciłem kartą kredytową i nie interesowało mnie, czy coś kosztuje sześćdziesiąt osiem złotych, czy dziewięćdziesiąt dwa. Teraz jest dla mnie istotne, czy to kosztuje jedenaście czterdzieści, czy jedenaście osiemdziesiąt. Kiedyś na jakimś prawie rządowym bankiecie w Ciechocinku obok mnie siedział pewien dyrektor departamentu i mówi: „Pij!”. Ja mówię: „Nie piję, bo jestem alkoholikiem”. On na to: „No to właśnie dlatego się napij!” – opowiada Tadeusz Broś.
Na książkę składa się dwadzieścia rozmów. Halszka Opfer opowiada, jak w dzieciństwie molestował ją seksualnie własny ojciec, Bogusław Kaczyński mówi o swojej nagłej i niespodziewanej chorobie, która sprawił, że przewartościował swoje życie. Ojciec Filip Buczyński mówi o doświadczeniu spotkań z dziećmi umierającymi w hospicjum.
O katastrofie smoleńskiej opowiadają Ewa Komorowska, której mąż, Stanisław Jerzy Komorowski, wiceminister Obrony Narodowej, zginął na pokładzie TU 154 M oraz ks. Henryk Błaszczyk, który towarzyszył rodzinom ofiar wypadku podczas identyfikacji ciał.
- Wyłożyłem paramenty liturgiczne na jeden ze stołów sekcyjnych, odprawiłem pierwszą modlitwę za zmarłych, chciałem dać wyraz temu, że Kościół jest z nimi, że nadal będzie ich wspierał. Pamiętam cios, jakim był dla mnie ten obraz, pamiętam zapach, przerażenie i świadomość, że bliscy, którzy tam u góry czekają, za chwilę będą musieli skonfrontować się z czymś, czego się spodziewają, czego się boją, ale też czego bardzo chcą. Bo pragną znaleźć osobę, którą kochają, i sprowadzić ją do kraju, do swoich, pochować ją w rodzinnej ziemi. Dla spełnienia tego pragnienia warto było podjąć każdy wysiłek – stwierdza kapłan.
Wit Dziki opowiada o przegranej walce o życie mamy – aktorki Darii Trafankowskiej, którą pokonała choroba nowotworowa. - Dla mnie to było najgorsze i najstraszniejsze doświadczenie w życiu, ale być może to najgorsze i najstraszniejsze doświadczenie w życiu daje mi coś, czego nic innego by mi dać nie mogło. Sytuacja graniczna, lekcja, której może nie dało się odrobić w inny sposób – zastanawia się Wit Dziki.
Z Szymonem Hołownią rozmawia także Przemysław Sobieszczuk, trzydziestolatek, chory na pęcherzowe oddzielanie się naskórka, poprzez studia politologiczne na WSB, związany przez pewien czas z Chorzowem. - Najważniejsze to starać się żyć tak, żeby nikt ci nie współczuł, bo jak ktoś ci współczuje, to sam zaczynasz sobie współczuć, wyobcowujesz się, tracisz kontakt z tym, co dzieje się naokoło. Innemu człowiekowi, nieważne, czy on jest chory, niepełnosprawny, czy załamany po stracie bliskich osób, nie można z miejsca okazywać współczucia. Jeśli pochopnie to zrobisz, ten człowiek zaraz się załamie – mówi Przemysław Sobieszczuk.
Książka Szymona Hołowni to lektura, która na dobre może zmienić spojrzenie na naszą codzienność.
Krzysztof Knas
Reklama: