Błoński przekorny
Chorzowianin 2011-04-13
|
Komentarzy: 0
Nazwisko profesora Jana Błońskiego pojawiało się zawsze w kręgu moich zainteresowań czytelniczych. Jego komentarze towarzyszyły lekturom Gombrowicza, Witkacego, Mrożka… Dlatego teraz, gdy po jego śmierci, ukazała się obszerna publikacja pod intrygującym tytułem „Błoński przekorny”, nie mogłem pozostać obojętny na tę, zawierającą dzienniki i wywiady książkę.

Prof. Jan Błoński (1931-2009) to jeden z najwybitniejszych polskich krytyków literackich naszych czasów.
Poszedłem na lep nazwiska autora i jego diariusza. Tymczasem, gdy otworzyłem gruby tom, wydany – a jakże - nakładem krakowskiego Znaku, szybko okazało się, że oto brnę przez strony na przekór własnemu zainteresowaniu.
Dałem się najpierw wciągnąć lekturze pasjonujących wywiadów Jana Błońskiego z dawnego „Przekroju”. Rozmowy z takimi osobowościami jak Tuwim, Staff, Iwaszkiewicz czy Słonimski niby mimochodem oddają niezwykłą atmosferę dziennikarskich spotkań z wybitnymi przedstawicielami rodzimej literatury. Teksty zachowały w sobie cząstkę ducha rozmówców, zbliżając dzisiejszego ich czytelnika do postaci kojarzących się z zamierzchłą przeszłością i znanych wcześniej z encyklopedii, szkolnych podręczników czy prywatnych lektur, które tak czy siak z reguły pozostawały w oderwaniu od twórcy, skoro Tuwim i Staff „nie piszą” już od ponad półwiecza, a Słonimski i Iwaszkiewicz od trzech dekad… Nie można tu nie dodać, że wśród rozmówców Jana Błońskiego byli ponadto jeszcze m,in, Piotr Skrzynecki i… Eugene Ionesco.

Zacząłem zatem czytać książkę od środka, a dalej, już w konsekwencji, po rozmowach Błońskiego, przyszła kolej na rozmowy z Błońskim. I tutaj – cała gama analiz, wspomnień, anegdot. Dużo o Gombrowiczu, Miłoszu, Mrożku, Gałczyńskim, Wyce…
I dopiero na finał – diariusz, od którego lektura miała się rozpoczynać. Tak mi się prze(d)stawił przekorny Jan Błoński, odkrywając również zupełnie nieznane dotąd fakty z własnej biografii.
Odkładam przeczytany egzemplarz z poczuciem pożytecznej lektury, której nieoczekiwana zamiana miejsc poszczególnych części nadspodziewanie pomogła. Dla mnie to dziennik profesora jest dopełnieniem reszty, a nie odwrotnie.
Dałem się najpierw wciągnąć lekturze pasjonujących wywiadów Jana Błońskiego z dawnego „Przekroju”. Rozmowy z takimi osobowościami jak Tuwim, Staff, Iwaszkiewicz czy Słonimski niby mimochodem oddają niezwykłą atmosferę dziennikarskich spotkań z wybitnymi przedstawicielami rodzimej literatury. Teksty zachowały w sobie cząstkę ducha rozmówców, zbliżając dzisiejszego ich czytelnika do postaci kojarzących się z zamierzchłą przeszłością i znanych wcześniej z encyklopedii, szkolnych podręczników czy prywatnych lektur, które tak czy siak z reguły pozostawały w oderwaniu od twórcy, skoro Tuwim i Staff „nie piszą” już od ponad półwiecza, a Słonimski i Iwaszkiewicz od trzech dekad… Nie można tu nie dodać, że wśród rozmówców Jana Błońskiego byli ponadto jeszcze m,in, Piotr Skrzynecki i… Eugene Ionesco.

Zacząłem zatem czytać książkę od środka, a dalej, już w konsekwencji, po rozmowach Błońskiego, przyszła kolej na rozmowy z Błońskim. I tutaj – cała gama analiz, wspomnień, anegdot. Dużo o Gombrowiczu, Miłoszu, Mrożku, Gałczyńskim, Wyce…
I dopiero na finał – diariusz, od którego lektura miała się rozpoczynać. Tak mi się prze(d)stawił przekorny Jan Błoński, odkrywając również zupełnie nieznane dotąd fakty z własnej biografii.
Odkładam przeczytany egzemplarz z poczuciem pożytecznej lektury, której nieoczekiwana zamiana miejsc poszczególnych części nadspodziewanie pomogła. Dla mnie to dziennik profesora jest dopełnieniem reszty, a nie odwrotnie.
Krzysztof Knas
Reklama:
Dyskusja: