Miron odtajniony
Chorzowianin 2012-03-15
|
Komentarzy: 0
Tę książkę okrzyknięto wydarzeniem literackim roku. Krakowski Znak wydał właśnie „Tajny dziennik” Mirona Białoszewskiego. Zgodnie z zastrzeżeniem Białoszewskiego tom mógł ukazać się drukiem dopiero teraz – blisko trzydzieści lat po jego śmierci. Wydaniu towarzyszy edycja książki Tadeusza Sobolewskiego „Człowiek Miron”, będącej wielowarstwowym portretem jednej z najciekawszych osobowości polskiej literatury.

Fragment okładki książki
Tadeusz Sobolewski poznał Mirona Białoszewskiego jako student. Wszedł w krąg przyjaciół pisarza. Dobrze poznał zarówno jego, jak i ludzi, którzy go otaczali. Naturalnie stał się znawcą jego twórczości. „Tajny dziennik”, zdeponowany przez Mirona Białoszewskiego u Jadwigi Stańczakowej, przejął wraz z żoną, Anną, w spadku po teściowej. I strzegł tekstu do momentu, w którym spadło z niego ostatnie zastrzeżenie dotyczące możliwości druku.
Białoszewski wahał się, na jaki czas tę cezurę wyznaczyć. Pierwotnie wskazał na możliwość druku dziennika dopiero w roku 2020, w końcu skrócił dystans na czas po roku 2010. Decydując się na to zastrzeżenie, myślał zapewne o ludziach, od których roi się w dzienniku, a także o wybitnie intymnym i do bólu szczerym charakterze swej relacji. Biorąc to pod uwagę uznał, zapewne, że materiał nie nadaje się do „przedwczesnego” druku. Ale nie zabronił go zupełnie i wspomina w zapiskach o przyszłym, „pośmiertnym” czytelniku, mając świadomość jego istnienia, jakby z niedowierzaniem...
Należy jednak pamiętać, że „Tajny dziennik” nie do końca był tajny, już w czasie, gdy powstawał. Białoszewski czytał fragmenty swym przyjaciołom, uchylając nieco rąbka tajemnicy. Dawał też do przepisania poszczególne partie. Poza trzecią, najbardziej osobistą, częścią. Ta pozostała tylko w brulionowym rękopisie i niestety jest boleśnie zdekompletowana. Z siedmiu zeszytów bezpowrotnie przepadły cztery. Jak się przypuszcza, zostały zniszczone po śmierci Białoszewskiego. Czy ze względu na otwartość także w zakresie homoseksualnych relacji autora? Zapewne. Ale czy tylko?
Czytelnikowi prozy Białoszewskiego trudno oprzeć się wrażeniu, że pisarz przeszedł przez życie niczym skrupulatny kronikarz, reporter nie wypuszczający z rąk notatnika. „Tajny dziennik” może to przekonanie tylko umocnić. Trzy części - „Dokładane treści”, „Nadawanie” i „Pogorszenie” to opisy dotyczące spraw zwyczajnych, dotykających w życiu tak niezwykłej jednostki.
Białoszewski filtruje przez siebie dosłownie wszystko i notuje, przeżywając zdarzenia ponownie gdy je spisuje i potem, kiedy sięga po zapiski. W sumie na kartach dziennika, obejmującego lata 1975-1983 niewiele pisze o sobie, więcej o innych, a mimo to przecież jest w swej opowieści stale obecny. Skupiony na codzienności własnego otoczenia, kreśli bogaty obraz życia w Polsce przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Mogłoby się wydawać, że takie opisywanie zastanej rzeczywistości nie ma najmniejszego sensu. Okazuje się jednak, że jest zupełnie inaczej. Czytelnik zaczyna w zasadzie żyć życiem Mirona Białoszewskiego, obserwować jego oczami Polskę i świat sprzed lat. Dla tych, którzy tamtych czasów nie pamiętają, szokiem może być zestawienie realiów PRL z życiem w Stanach Zjednoczonych, które pisarz odwiedza...
Ostatni brulion „Pogorszenia” kończy wpis z 22 kwietnia 1983 roku. W zeszycie zostało jeszcze sporo pustych kart. Miron Białoszewski już do nich nie wrócił. W nocy z 17 na 18 czerwca 1983 roku niespodziewanie zmarł.
W edycji krakowskiego Znaku „Tajny dziennik” domykają „Listy do Eumenid”, pisane przez Białoszewskiego, na krótko przed śmiercią, ze szpitala i rehabilitacji kardiologicznej. Tajemnicze „Eumenidy” to zaprzyjaźnione z Białoszewskim - Maria Janion, Maria Żmigrodzka i Małgorzata Baranowska. W sumie niemal 1000 stron tekstu.
„Tajnemu dziennikowi” towarzyszy książka Tadeusza Sobolewskiego - „Człowiek Miron”, której dodatkową wartością – obok precyzyjnie nakreślonego portretu bohatera – są cytaty z niepublikowanych dotąd tekstów Białoszewskiego.
Białoszewski wahał się, na jaki czas tę cezurę wyznaczyć. Pierwotnie wskazał na możliwość druku dziennika dopiero w roku 2020, w końcu skrócił dystans na czas po roku 2010. Decydując się na to zastrzeżenie, myślał zapewne o ludziach, od których roi się w dzienniku, a także o wybitnie intymnym i do bólu szczerym charakterze swej relacji. Biorąc to pod uwagę uznał, zapewne, że materiał nie nadaje się do „przedwczesnego” druku. Ale nie zabronił go zupełnie i wspomina w zapiskach o przyszłym, „pośmiertnym” czytelniku, mając świadomość jego istnienia, jakby z niedowierzaniem...
Należy jednak pamiętać, że „Tajny dziennik” nie do końca był tajny, już w czasie, gdy powstawał. Białoszewski czytał fragmenty swym przyjaciołom, uchylając nieco rąbka tajemnicy. Dawał też do przepisania poszczególne partie. Poza trzecią, najbardziej osobistą, częścią. Ta pozostała tylko w brulionowym rękopisie i niestety jest boleśnie zdekompletowana. Z siedmiu zeszytów bezpowrotnie przepadły cztery. Jak się przypuszcza, zostały zniszczone po śmierci Białoszewskiego. Czy ze względu na otwartość także w zakresie homoseksualnych relacji autora? Zapewne. Ale czy tylko?
Czytelnikowi prozy Białoszewskiego trudno oprzeć się wrażeniu, że pisarz przeszedł przez życie niczym skrupulatny kronikarz, reporter nie wypuszczający z rąk notatnika. „Tajny dziennik” może to przekonanie tylko umocnić. Trzy części - „Dokładane treści”, „Nadawanie” i „Pogorszenie” to opisy dotyczące spraw zwyczajnych, dotykających w życiu tak niezwykłej jednostki.
Białoszewski filtruje przez siebie dosłownie wszystko i notuje, przeżywając zdarzenia ponownie gdy je spisuje i potem, kiedy sięga po zapiski. W sumie na kartach dziennika, obejmującego lata 1975-1983 niewiele pisze o sobie, więcej o innych, a mimo to przecież jest w swej opowieści stale obecny. Skupiony na codzienności własnego otoczenia, kreśli bogaty obraz życia w Polsce przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Mogłoby się wydawać, że takie opisywanie zastanej rzeczywistości nie ma najmniejszego sensu. Okazuje się jednak, że jest zupełnie inaczej. Czytelnik zaczyna w zasadzie żyć życiem Mirona Białoszewskiego, obserwować jego oczami Polskę i świat sprzed lat. Dla tych, którzy tamtych czasów nie pamiętają, szokiem może być zestawienie realiów PRL z życiem w Stanach Zjednoczonych, które pisarz odwiedza...
Ostatni brulion „Pogorszenia” kończy wpis z 22 kwietnia 1983 roku. W zeszycie zostało jeszcze sporo pustych kart. Miron Białoszewski już do nich nie wrócił. W nocy z 17 na 18 czerwca 1983 roku niespodziewanie zmarł.
W edycji krakowskiego Znaku „Tajny dziennik” domykają „Listy do Eumenid”, pisane przez Białoszewskiego, na krótko przed śmiercią, ze szpitala i rehabilitacji kardiologicznej. Tajemnicze „Eumenidy” to zaprzyjaźnione z Białoszewskim - Maria Janion, Maria Żmigrodzka i Małgorzata Baranowska. W sumie niemal 1000 stron tekstu.
„Tajnemu dziennikowi” towarzyszy książka Tadeusza Sobolewskiego - „Człowiek Miron”, której dodatkową wartością – obok precyzyjnie nakreślonego portretu bohatera – są cytaty z niepublikowanych dotąd tekstów Białoszewskiego.
KrzyK
Reklama:
Dyskusja: